Był duchem niespokojnym. Nie mógł – nie potrafił? – zagrzać na stałe miejsca. Zmieniały się więc redakcje pism, z którymi współpracował, a on „przelatywał” przez nie niczym meteoryt. Zostawiał po sobie jakiś mniej lub bardziej wyraźny ślad, czasem palił za sobą mosty i wędrował dalej…
Ostatnim stałym miejscem jego zatrudnienia okazał się Szpital Psychiatryczny im. Babińskiego w Kobierzynie. To chyba dzięki osobistym kontaktom, jakie tam nawiązał, Zbigniew Baran – bo o nim mowa – napisał Sobowtóra: bardzo dobrze przyjętą sztukę o schizofrenii. Wystawiono ją (powtórnie) 29 czerwca 2016 r. w siedzibie Krakowskiego Towarzystwa Lekarskiego. Podaję tę datę, bo jest ważna: przed rozpoczęciem spektaklu do zebranych dotarła wiadomość o nagłej śmierci autora dramatu.
Od tamtego dnia minął już rok, a ja wciąż widzę Zbyszka z jego niesforną czupryną i charakterystycznym błyskiem w oku. Dla tych, których do siebie zraził długimi monologami i niekonwencjonalnym sposobem bycia, był to – być może – błysk szaleństwa. Dla innych, oczarowanych jego wiedzą, pewnego rodzaju wizjonerstwem, pasją i rozległością zainteresowań, mógł to być nawet przebłysk geniuszu.
Rozprawy doktorskiej o Klaczce, wieńczącej jego studia z politologii i historii idei, nigdy nie obronił (choć, zdaniem przyjaciół, prawie ją ukończył); zamiast niej wydał książkę Itaka Juliana Klaczki (1998). Wcześniej, dużo wcześniej, zaistniał publicznie jako redaktor miesięcznika „Znak” (i współautor ukazującej się tam Kroniki krakowskiej), sekretarz redakcji „Dekady Literackiej” (i inicjator jej dwóch numerów monograficznych poświęconych Europie Środka), członek zespołu „Res Publiki”… Swoistym paszportem do świata kultury okazała się dla Zbyszka zredagowana przezeń praca o Krakowie, który – z wyboru – stał się jego miastem (Kraków – dialog tradycji). Książka, przygotowana z okazji odbywającego się w Krakowie (w 1991 r.) sympozjum KBWE poświęconego dziedzictwu kulturowemu, ukazała się w trzech językach i zawierała teksty m.in.: Chrzanowskiego, Dedeciusa, Kantora, Turowicza, (Andrzeja) Vincenza i (Jacka) Woźniakowskiego.
Kraków… otworzył przed nim wiele drzwi i stał się początkiem przyjaźni, jaka połączyła go z niektórymi autorami tej księgi, np. z Tadeuszem Chrzanowskim. Już po śmierci Profesora Zbigniew Baran zaopiekował się jego spuścizną literacką i fotograficzną. To jego dziełem jest niezwykła, przepięknie wydana książka: Na założenie albumu. Wiersze, przekłady, opowiadania, fotografie, listy Tadeusza Chrzanowskiego. Publikacji listów Chrzanowskiego i Zbigniewa Herberta: „Mój bliźni, mój bracie”, nad którymi pracował przez ostatnie lata (mozolnie je odcyfrowując, a potem przepisując na swoim starym, często psującym się komputerze), już nie doczekał.