On jest nauczycielem, ojcem czworga dzieci, przyjeżdża z żoną do nadmorskiego kurortu. Ona natomiast jest kelnerką w barze dla turystów, mężatką wrośniętą w lokalną społeczność i tradycyjną amerykańską rodzinę męża. Noah i Alison poznają się przypadkiem, jest spacer po plaży, mam żonę, ja też nie szukam wakacyjnej przygody itd. Ale szum fal, letnie odprężenie, wybucha romans. Uprzedzając fakty, historia ta rozwija się bez specjalnych zaskoczeń, scenariusz pilnie realizuje przewidziane przez życie i schematy fabularne elementy, aż po rozwody obydwojga i próbę zbudowania wspólnego losu. Tak toczy się The Affair.
Jednak ta nic nieobiecująca opowieść została rozszczepiona na dwie niezależne narracje. W każdym odcinku pierwszego sezonu poznajemy dwie wersje tych samych wydarzeń: opowieść Alison (świetna Ruth Wilson) i Noah (znakomity Dominic West, niezapomniany McNulty z The Wire). To nie pusty eksperyment, przeszarżowany w stronę skrajności. Nie jest tak, że domator z jednej wersji okazuje się w drugiej morderczym psychopatą. To subtelna gra półcieni, dająca bogactwo i impregnowana na kicz.
Gdyż The Affair to przede wszystkim opowieść o tym, jak zapamiętujemy życie i jak je później opowiadamy. Co nam umknęło, co było ważne, jak rozłożyliśmy akcenty.
To również gra pamięci zderzonej z doświadczeniem: każde zapamiętane przeżycie wydarzyło się w jakimś kontekście oczekiwań, nadziei i emocji. Nasza pamięć nie jest kamerą rejestrującą wszystko. Pomija, opuszcza, wypełnia puste miejsca domysłami. Realizatorzy serialu weszli w tę grę na poważnie i bez uproszczeń. I kiedy zderzamy w każdym odcinku dwie narracje kochanków, to różni je bardzo wiele. Inaczej zapamiętują, w co byli ubrani, inny wyraz maj ą ich twarze. Jemu wydaje się, że to Alison go prowokuje, zachęca do nawiązania seksualnej z początku relacji. Noah widzi siebie jako pełnego skrupułów męża i ojca, który do końca opiera się nadciągającej burzy. W jej wspomnieniach to on jest natarczywy i pełen pożądania, a ona mu ulega. Ale przecież nie chodzi tylko o detale i potwierdzenie prostej prawdy, że pamięć bywa zawodna. Chodzi raczej o odsłonięcie całej skomplikowanej mechaniki naszego budowania narracji na własny temat. Przecież wersja Noah to nie czyste wspomnienia, ale cała siatka poczucia winy, usprawiedliwień i tłumaczeń, które mają sprawiać, że porzuciwszy rodzinę, może sobie spojrzeć w oczy przy codziennym goleniu. Z kolei wersja Alison zderza jej wyobrażenie na własny temat z historią, w której odgrywa zupełnie inną rolę niż w dotychczasowym życiu. Widać więc, jak te prywatne narracje trzeszczą w szwach i bohaterowie usilnie starają się je pospinać w całość.
Każdy z głównych aktorów gra co najmniej dwie role. West – dwóch facetów, w każdej opowieści innych, podobnie Wilson. To zostaje przepracowane nie tylko na poziomie zniuansowanych kreacji aktorskich, ale też oświetlenia, kadrowania, makijażu. Ruth Wilson w opowieści Alison jest szara i zmęczona. Natomiast w oczach Noah staje się niezwykle atrakcyjna, ponętna i kusząca. Mało tego, dla drugiej strony każdy z kochanków nie jest jednowymiarowy: prywatne opowieści oscylują pomiędzy uwielbieniem i niechęcią. Pulsacja emocji i nastrojów czyni z tej banalnej historii fascynujące studium, w którym odsłania się życie ze swoją złożonością i dyskretnymi przepływami, tak trudnymi do uchwycenia w opowieści.