– Gdyby wybuchła wojna, zabiłabym dzieci i siebie – mówiła, zaciągając się kolejnym papierosem. Pewnie popularnym albo mocnym. Noga na nogę, zapatrzona w dym i w swoje wspomnienia. Wtedy, pod koniec lat 80., nikt nie przejmował się paleniem przy dzieciach. I tym, czy sześciolatka na pewno powinna słuchać o tym, że jej mamy mogłoby nie być, bo babcia by ją zabiła. Gdyby tylko weszli Niemcy. Albo „ruscy” – tego nie musiała dodawać, bo przecież każde dziecko wie, jakich mamy wrogów. Słowo na „w” nas fascynuje, opowieści dziadków są lepsze niż jakakolwiek bajka. Wieczorem, w łóżku, wyobrażałam sobie, że wywożą mnie do obozu. Prześladował mnie podpatrzony w telewizyjnym dokumencie obraz dzieci, którym Niemcy tatuowali obozowe numery. Późnej, gdy poznałam szkolne lektury, w wieczornych marzeniach ginęłam za ojczyznę.
Wcześniej patrzyłam, jak babcia starannie rozwieszała na krześle ubranie na następny dzień. Na samej górze majtki. Bo tak łatwiej się ubrać, gdyby trzeba było szybko wstać i uciekać. W czajniku zawsze musiała być zagotowana woda. Bo nie wiadomo, jak będzie rano.
Świat dzielił się dla niej na „przedwojnie”, „okupację”, „powstanie” i „komunę”. Potem zaczynało się „teraz”, czas bez konkretnej nazwy. Pierwszego sierpnia wyły syreny. Tego nienawidziła. Ale nienawidziła też, kiedy ktoś się w tej chwili nie zatrzymywał. Nienawidziła jeszcze języka niemieckiego. I warkotu czołgów.
A przecież nie przeszła najgorszego. Ot, nie poszła 1 września do szkoły. A potem uczyła się z kartek wyrwanych z książki, bo łatwiej było je schować. Łapanki. Brat zginął. Ktoś poszedł do getta. Spadały bomby. Rozstrzeliwali. Nie było jedzenia. Szczekaczki na ulicach.
Urywane wątki. Jako dziecko nie umiałam tego nawet złożyć w spójną całość. A potem powstanie. Strzelają. Opaski na ramionach. Trzeba się chować. Piwnice. Kogoś zasypało. Wyjście z miasta. Z lalką pod pachą. Niemiec wyrywający 14-latkę z rąk pijanego Ukraińca. Wywieźli ich na roboty. Bydlęce wagony. Zupa z mąki. Niemieckie dzieciaki ich opluły, kiedy wyszli z pociągu. Niemka uszyła sukienkę i dała rajstopy. Po wojnie przez jakiś czas do siebie pisały. „Pamiętaj, Aniu, Niemcy byli różni”.
Kiedy odwiedzałam ją w hospicjum, ostatni raz, gdy była przytomna, mówiła: – Włóż sweterek, bo zmarzniesz. I uważaj na Niemców – dodała tym samym tonem. Minęło 69 lat od końca wojny. Nigdy nie zapomniała.
*
We śnie jestem celowniczym PK i strzelam do terrorystów. Gdy podchodzę bliżej, widzę bezbronne i niewinne dzieci. Wśród zwłok odnajduję moją córkę, widzę dzieciaki brata i siostry i mam wyrzuty sumienia. Krzyczę z rozpaczy i budzę się zlany potem.
Wojna nie jest piękna
Paweł Pieniążek, rocznik ’89 też czasem mówi, że coś się zdarzyło przed wojną. Czyli nieco ponad trzy lata temu. Znajomi się z tego podśmiewują. Bo kto młody tak dziś mówi? Ale jemu ta wojna siedzi w głowie mocno. Nie żeby miał z nią jakieś problemy. Żadnego stresu pourazowego, dręczących wspomnień, żadnych koszmarnych snów. Zresztą i tak zwykle nie pamięta, co mu się śniło, a na froncie zasypia nawet przy najgorszym ostrzale.