Aż nadto naznaczone przez kulturę, do kosteczki wyssane przez artystów i poetów, ostatecznie upiększone przez media, ciało kobiety nie istnieje; nie istnieje przede wszystkim dla samej kobiety. Dlatego jego opisywanie – nawet najdalsze od politycznych programów – będzie gestem politycznym i Krog wydaje się tego aż nazbyt świadoma. Sławna i ceniona poetka języka afrikaans uchodzi w RPA za buntowniczkę; jej wiersze oburzały ponoć konserwatystów i poruszały sumienia polityków. W wywiadzie dla „Dwutygodnika” stwierdziła, że w RPA wszystko jest polityczne, także jej stare białe ciało. Poetka wciąż wierzy nawet, że to, co czytają politycy, ma znaczenie dla państwa. I ma na myśli także poezję, nie zaś choćby na poły reporterską, na poły autobiograficzną prozę Kraj mojej czaszki, którą napisała, pracując jako sprawozdawczyni przy Komisji Prawdy i Pojednania w latach 1996–1998.
Krog nie daje nam odczuć, że przeżycia jej kobiecego ciała służą jedynie feministycznej strategii czy politycznemu projektowi. Mimo tych deklaracji najlepiej udaje się poetce rzecz zgoła inna: jej wiersze nie mają w sobie nic z jawnie politycznej perswazji ani krzty agitacji. Przeżycia kobiecego ciała nie służą żadnej feministycznej strategii czy politycznemu projektowi. Poetka niczego nie musi burzyć, niczego nie musi wspierać; nie będzie służyć nawet idei emancypacji. Odzyskuje swoje ciało dla siebie i jako źródło poezji dla nas – i właśnie dzięki temu pokazuje nam, jak się zdobywa wolność. Jeśli kobiecość, to najbardziej naturalna, najbliższa: rodząca się z podstawowych doznań ciała i uczuć autorki. Opisywanych jednak bez złudzeń, szczerze – tak właśnie stają się one źródłem dramatycznego napięcia, które domaga się wyrażenia w języku poezji. Intymność, prywatność nie wynikają więc z eskapizmu kobiety domowej, ale z trwania przy doświadczeniach intensywnych i niewyrażalnych, które, jak się u Krog okazuje, także zdarzają się w przestrzeni domowej, są częścią życia zwykłej dziewczyny, żony i matki. Taką przynajmniej prezentację jej twórczości – jako opowieści o poetce przemierzającej wszystkie stadia kobiecego doświadczenia – zaproponował w książce Ograbione ciało tłumacz Jerzy Koch, choć w wyborze tym znaleźć można także wiersze przypominające o jej zaangażowaniu politycznym.
Krog potrafi się zatem zanurzyć w swych doświadczeniach i znaleźć w nich wolność: jej wyraziste „ja” nie wyłania się z samotności ani z obojętności na rzeczywistość, przeciwnie: wzrasta wśród więzi, w miłości do męża i dzieci; jej „ja” wyłania się także z zależności, zwłaszcza tej podstawowej: od zmieniającego się ciała, przemijającej kobiecości, zagrożonego śmiertelną chorobą życia.
Jej poezja oddaje zatem emocjonalne i egzystencjalne bogactwo zwykłego życia: codziennego i rodzinnego, blisko ciała i wśród ciał. Krog nie przydaje mu ani wzniosłości, ani brutalności; pisze o nim bez upiększeń i bez sentymentów, odważnie bada i opisuje jego ukryte wymiary tak, że – przykładowo – trwający całe życie związek małżeński sprawia wrażenie przygody tyleż pięknej, co wymagającej, i tylko dla odważnych. I mimo momentów, które można by nazwać dosadnymi, Krog nie jest naturalistką. W odpowiedniej chwili zawsze sprawi, że realistyczne detale wybrzmiewają w poetyckiej metaforze.