Biorąc pod uwagę skrajnie niszowy charakter polskiej poezji, należałoby zastanowić się przede wszystkim nad tym, czy kładziemy nacisk na popularyzatorską funkcję krytyki, czy bardziej interesuje nas jej – nazwijmy to umownie – potencjał kreacyjny, zdolności do powoływania pojęć, które okażą się operatywne tak w dyskursie dotyczącym literatury, jak i w szeroko rozumianej przestrzeni społecznej.
Trudno mieć wątpliwości co do tego, że polska poezja po transformacji, mimo fatalnych uwarunkowań ekonomicznych, braku należnego jej wsparcia ze strony państwa, słabej obecności w mediach głównego nurtu, pozostaje w dużej mierze twórczością wysokiej próby. Obarczanie krytyki literackiej odpowiedzialnością za permanentny kryzys „widzialności” poezji – jako hermetycznej, niezrozumiałej dla przeciętnego czytelnika, niewalczącej o masowego odbiorcę – jest w moim przekonaniu nieporozumieniem: bez solidnego zaplecza instytucjonalnego, radykalnej zmiany systemu edukacji w zakresie obcowania ze sztuką, a przede wszystkim likwidacji ekonomicznych barier, które całkowicie (sic!) wykluczają z życia kulturalnego większość Polek i Polaków, poezja nie ma najmniejszych szans na trafienie do masowego odbiorcy. Podstawową funkcję krytyki postrzegam zatem zupełnie inaczej: nie sądzę, by mogła ona jeszcze „wyjaśniać” czytelnikom i czytelniczkom wiersze, czyniąc je bardziej przystępnymi – wynika to przede wszystkim ze zmiany charakteru poezji, którą to zmianę cynicznie ignoruje się i w mediach głównego nurtu, i wśród politycznych decydentów. Poezja nie jest elitarystyczna sama w sobie, a jednak instytucje odpowiedzialne za jej promocję wykorzystują ów kod „kultury wysokiej”, jakby zupełnie nie dostrzegały jego społecznej szkodliwości. Podstawowym punktem odniesienia dla współczesnej poetki może być punk rock, popkultura lub cyberprzestrzeń, nie odnotują tego jednak ciała odpowiedzialne za finansowanie literatury. Twórcy, tacy jak Adam Kaczanowski, Szczepan Kopyt czy Alex Freiheit vel Siksa, mają zatem dwa wyjścia: wejść w buty klasyków i służyć Ministerstwu Kultury za alibi, dowody jego wielkoduszności lub szukać nowych artystycznych kanałów komunikacji, jak performance czy muzyka. Poezja oczywiście pojawia się w mediach głównego nurtu przy okazji wydarzeń uświetniających zasłużonych autorów – z tym że przede wszystkim martwych. Jeśli zaś chodzi o poetów i poetki żyjących, zwykle ledwo wiążących koniec z końcem, można o nich usłyszeć wtedy, gdy instytucje kultury postanawiają podczas uroczystej, wystawnej gali nagrodzić któregoś czy którąś z nich; organizacja uroczystej, wystawnej gali kosztuje zwykle więcej, niż wynosi nagroda, a propozycje przeznaczenia podobnego budżetu na program stypendialny nie spotykają się z entuzjazmem decydentów. Dlaczego? Bo uroczysta, wystawna gala jest dla nich doskonałą okazją do publicznego zademonstrowania własnej wrażliwości estetycznej i – niestety, w pewnym stopniu – skorumpowania nagrodzonych. Przerzucanie odpowiedzialności za elitaryzację poezji na krytykę literacką w takich warunkach jest, mówiąc delikatnie, absurdem.