fbpx
Ewa Drygalska marzec 2018

Terapeutyzując wiek

Czym jest historia? To z pozoru proste pytanie nastręcza wielu trudności. Od kilku dekad humanistyka zmaga się z definicją tej dyscypliny, a następujące po sobie zwroty teoretyczne podważały status historii jako nauki i jako obiektywnej wiedzy na temat przeszłości.

Artykuł z numeru

Spór o Franciszka

Spór o Franciszka

Strukturaliści, a potem narratywiści zakwestionowali rozróżnienie na fikcję i fakty, pytali o warunki dostępu do przeszłości na podstawie niepełnych źródeł oraz świadomie bądź nie konfabulujących świadków. Z tej pozycji historię zaczęto postrzegać raczej jako dyskurs, konstrukt, narrację czy wręcz poetykę, nie naukę. W wyniku tych zawirowań historia jawiła się współczesnym raczej jako ślad, pozostałość lub trop, a pomocnymi metaforami w jej rozumieniu stały się figury tradycyjnie przynależące do literatury jak metonimia czy ironia. To interpretacja, a nie naukowe dociekanie stało się sednem pracy historyka. Sekret tkwił w języku.

To on stał się w XX w. kluczem do zrozumienia sposobów organizowania i konstruowania życia społecznego. Zaczęliśmy badać to, co wyraża w sposób oczywisty, głośny i jawny, ale równie istotne stało się to, co ukrywa lub przemilcza, a co niestrudzenie próbuje przebić się w inny sposób. Polem tego, co zasłonięte i nieświadome, zawładnęła psychoanaliza. Jacques Lacan twierdził, że symboliczny porządek języka, prawa i znaczenia jest ufundowany właśnie na nieświadomości, która sama ma strukturę języka. Ale kto mówi?

Leder, filozof i terapeuta, w swojej nowej książce Rysa na tafli podąża właśnie tym tropem, zadając sobie kolejne ćwiczenie z logiki: co się stanie, jeśli postawić pytanie, nie czym jest historia, ale kim jest historia. Czy można pomyśleć o historii jako podmiocie, który przemawia? Co jeśli potraktować minione stulecie jako straumatyzowaną osobę i usadzić ją na psychoanalitycznej kozetce, jednym słowem, poddać XX stulecie terapii. Co nam taki pacjent powie?

Lederowska narracja o wieku XX zaczyna się w poprzednim stuleciu na berlińskich salonach, a kończy spektakularnym upadkiem nowojorskich wież 11 września 2001 r. O ile intuicyjnie rozumiemy, dlaczego 9/11 stało się paradygmatycznym wydarzeniem wyrywającym nas boleśnie z zastanego porządku, możemy zastanawiać się nad decyzją cofniętej periodyzacji: czy naturalne nie byłoby uznanie za jego początek roku 1914 lub rewolucji rosyjskiej? Leder sugeruje, że już wcześniej zauważalne były „symptomatyczne formy wypowiedzi, formy języka filozoficznego, które tylko pośrednio wskazywały na doświadczenie traumy”, jakiej miał doświadczyć wiek XX. Zanim doszło do faktycznego dramatu wojen: hekatomby Wielkiej Wojny, a następnie nazistowskiej katastrofy opanowującej Europę, można było dostrzec uszkodzenia, pęknięcia, tytułową rysę na podmiocie, jakim jest historia.

Trauma, paradoksalnie, zaczęła się od nudy. Chroniczna nuda oraz czarna melancholia opanowująca Europę, o której pisała Hannah Arendt, przejawiały się m.in. w kulcie życia rodzinnego, ładu, komfortu oraz wyniesieniu na piedestał przytulności. „Gdziekolwiek spoglądałem, widziałem otaczające mnie ekrany, poduszki, lamperie, które łaknęły mojego obrazu, jak cienie w Hadesie łakną krwi ofiarnego zwierzęcia” – wspominał Walter Benjamin w Berlińskim dzieciństwie na przełomie wieków. Co kryły komfort przytulnych wnętrz i zbytek biedermeierowskich salonów? Sztuka I poł. XIX w. roztaczała utopijną wizję świata odległego od rzeczywistości politycznych represji. Obraz ten wypierał dramat społecznych dysonansów, wielkich konfliktów, niepokojów, które rozgrywały się daleko od bezpiecznej Europy, w jądrze ciemności zamorskich kolonii. Śmierć i terror przesunięto do Azji i Afryki, gdzie Anglicy tworzyli pierwozwzory obozów koncentracyjnych dla Burów. Europejski romantyzm, a następnie fin de siècle miał „łagodzić dychotomię wiary, patosu, wielkich wizji i aspiracji epoki oraz rozczarowania i sentymentów, właściwych dla ludzi epoki postnapoleońskiej”, jak pisze Agnieszka Rosales-Rodriguez. W polu historii sztuki dostrzega ona to samo co Leder w historii: naiwny realizm ustępował miejsca „neurozie prawdy”, odsłaniającej klasowe konflikty, społeczne nierówności, okropności biedy, choroby i śmierci.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się