Droga życiowa Bieruta robi wrażenie: wywodząc się z podtarnobrzeskiej wsi, doszedł do godności prezydenta Rzeczypospolitej. Na przełomie lat 40. i 50. zeszłego stulecia tytuł ten oznaczał co prawda jedynie funkcję komunistycznego namiestnika z sowieckiego nadania, ale awans i tak był niewątpliwy. Co w tym wszystkim najciekawsze, wcale nie zawdzięczał go pozytywnym przymiotom charakteru. Przeciwnie, kierował komunistyczną Polską, bo był w pełni posłuszny. Tym samym Lipiński pokazuje nam niespotykaną karierę człowieka autorytarnego, który niedostatki inicjatywy czy wąskość horyzontów nadrabia serwilizmem.
Jest i drugi, niezwykle ciekawy, wymiar tej historii. Bieruta do władzy wyniosły wydarzenia, na które nie miał najmniejszego wpływu. Najpierw wymordowanie przez Stalina wszystkich wybitnych działaczy KPP w końcu lat 30., później fakt, że ważną postacią komunistycznego ruchu oporu była jego kochanka, aż w końcu przybycie do Moskwy w idealnym momencie, by stać się przeciwwagą dla legalnych władz Rzeczypospolitej. Splot uderzających przypadków!
Wstrząsającą puentą tej historii są ostatnie miesiące życia Bieruta, z wolna zdającego sobie sprawę, że potulnie realizując ideową dogmę, stał się zbrodniarzem. Ta świadomość przytłacza go, niszczy zdrowie i w końcu przyczynia się do śmierci. Co wówczas myślał? Był przecież, jak pisze Lipiński, „uczynny, kulturalny (…), wrażliwy na sztukę”…
—
Piotr Lipiński
Bierut. Kiedy partia była bogiem
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2017, s. 272