Odnaleziona pamiątka rodzinna przez ok. 70 lat pełniła funkcję kamienia węgielnego, umieszczonego pod podłogą dawnej pracowni Marii Anto. Zuzanna Janin szybko rozszyfrowała inicjały – należały do jej prababki Natalii Rosińskiej. To właśnie NatalięEgiersdorff z domu Rosińską (1868–1920, córkę Jana Rosińskiego i Apolonii z Małachowskich) można uznać za protoplastkę siłaczek w tej rodzinie. Z zachowanych listów, notatek, przekazywanych z pokolenia na pokolenie opowieści wynika, że założyła prywatną żeńską pensję w Warszawie (przy ul. Smolnej), w której uczyły się młode dziewczęta[1]. Szkoła działała w latach 1900–1920, do śmierci jej założycielki. W jednym z listów Natalii do jej córki Nelly, z 24 lipca 1919 r., trafiam na taki fragment:
Józieńko moja droga – (…) W Warszawie nabiegałam się niemało – byłam w zarządzie szkół średnich w czwartek, w piątek z rana w biurze ministra – to były dwie główne wizyty, poza tem szereg innych jako uzupełnienie tych zabiegów. (…) Tak mi bardzo chodziło o to, aby z rozwagą wszędzie działać i mówić. (…) Nie wiem, czy Władzio pisał Ci, Kochanie, o moich troskach i udręczeniach, powstałych na skutek upaństwowienia szkoły żeńskiej – nie mogę wszystkiego Ci opisywać, co przeżywałam od początku marca – projekt upaństwowienia tej szkoły zapewne będzie urzeczywistniony, jakie to pociągnie za sobą zmiany, przyszłość niedaleka okaże[2].
*
Losy uczennic po zamknięciu szkoły żeńskiej nie są znane, ale można przypuszczać, że niektóre z nich zaprzestały kontynuowania edukacji, inne zaś mogły znaleźć się w gronie tych, które trafiły np. do Państwowego Gimnazjum Żeńskiego im. Narcyzy Żmichowskiej (szkoła zbierała uczennice z 81 prywatnych warszawskich pensji[3]). Choć o samej szkole Natalii i jej aktywności wiadomo niewiele, a jej postać właściwie nie funkcjonuje w powszechnej świadomości, dla rodziny – najpierw córki, później wnuczki, szczególnie prawnuczki – dzięki emancypacyjnej i niezłomnej postawie stała się ona wzorem do naśladowania. Świadczą o tym chociażby fragmenty wspomnień spisanych przez jej wnuczkę, słynną malarkę Marię Anto (1936–2007, Marię Czarnecką, primo voto Antoszkiewicz, secundo voto Cieślak), która jako jedyna dysponentka wiedzy o przeszłości postanowiła ją utrwalić i przekazać kolejnym pokoleniom:
Z Siedlec babka Natalia pisała listy do córek, pisane do mojej matki częściowo ocalały. Niektóre są po polsku, niektóre po francusku. Babka Natalia pojechała do Warszawy i załatwiwszy potrzebne zezwolenia w ministerstwie szkolnictwa, wynajęła kamienicę przy ulicy Smolnej i założyła pensję (…). Sama uczyła dziewczęta muzyki i języków, zatrudniała też trzech nauczy cieli. Mimo przestróg swej przyjaciółki, Marii Ludwiki Czarneckiej, pragnienie zapewnienia dzieciom środków materialnych i warunków do dalszego kształcenia się było u mojej babki Natalii silniejsze od rozsądku. Maria Czarnecka doskonale znała swoją przyjaciółkę, wiedziała, że gdy rodzice panienek będą zwlekali z opłatami, Natalia nie upomni się o pieniądze. (…) Niedługo nastąpił krach, babka musiała zlikwidować pensję na Smolnej, zdołała jedynie spłacić nauczycieli. Był rok 1920. Zachorowała i postanowiła umrzeć w Siedlcach, gdzie były groby Egiersdorffów[4].