fbpx
fot. Celletion Christophel/East News
Jan Assmann listopad 2018

Monoteizm jako teologia polityczna

Wraz ze zrównaniem świeckiej i duchowej władzy religia monoteistyczna zaprzepaszcza swój krytyczny, emancypacyjny potencjał i staje się fundamentalistyczna. Religia powinna krytycznie towarzyszyć świeckiej władzy, lecz nie zagarniać jej. Podobnie władza świecka powinna respektować religię, a nie przedstawiać się jako jedyna instancja niosąca zbawienie.

Artykuł z numeru

Polskie Mistrzynie

Polskie Mistrzynie

Pojęcie teologii politycznej można rozumieć szeroko. Oparłem na nim moją książkę Herrschaft und Heil (Panowanie i zbawienie)[1], odnosząc ten termin do każdej formy związku polityki i religii, tzn. państwa i Kościoła, a więc panowania i zbawienia. W ramach węższego znaczenia, jakie zyskał w dyskursie krytycznym, zakłada on jednak systematyczne rozgraniczenie pomiędzy polityką i religią jako autonomicznymi sferami wartości, co stało się możliwe dopiero wraz z „Mojżeszowym rozróżnieniem” na prawdziwą i fałszywą religię[2]. W tradycji biblijnej język teologii politycznej przyjął formę krytyki tego, co polityczne; w tradycji greckiego oświecenia natomiast chodziło przede wszystkim o krytykę religii. W tym sensie na owym pojęciu opiera się także koncepcja theologia tripertita Marka Terencjusza Warrona, który, jak wiadomo, rozróżnił teologię polityczną, poetycką i naturalną, a myślał przy tym o politykach, poetach i filozofach jako teologach[3]. Politycy urządzają kult, święta oraz kapłaństwo w polis i organizują ogół obywateli jako wspólnotę kultu; poeci jak Homer i Hezjod opowiadają o bogach i ustalają ich genealogie, czyny i charaktery; filozofowie w końcu badają naturę i spekulują na temat boskich mocy, wydobywając je na jaw.

W pierwszej części mojego artykułu chciałbym prześledzić ten grecki sens pojęcia „teologia polityczna” i zademonstrować polemiczne, krytyczne wobec religii znaczenie, które otrzymało ono w XVII i XVIII w. Chodzi o krytykę religii, której się zarzuca, że jest fikcją reprezentującą interesy państwa. W drugiej, o wiele krótszej, części chciałbym pokazać, że biblijny monoteizm implikuje teologię polityczną w znaczeniu krytyki państwa, któremu zarzucano, że jest instrumentem ucisku poddanych i nieuprawnionego wywyższania się panujących. W obu jednak przypadkach chodzi o zasadnicze kwestionowanie sojuszu między panowaniem a zbawieniem.

I.

Stawiam zatem pytanie o krytyczny potencjał pojęciowego połączenia tego, co polityczne i teologiczne, tak jak to zrobił Spinoza w tytule swego Traktatu teologiczno-politycznego, aby wypracować polityczny charakter Mojżeszowych instytucji i przez to je uhistorycznić i zrelatywizować. Wraz z tym Spinoza nawiązuje do dysputy, która rozgrywała się w XVII w. przede wszystkim w formie anonimowych, pisanych ręcznie, będących w podziemnym obiegu tekstów. W debacie tej chodzi jednoznacznie o krytykę religii, o zarzut jej politycznej instrumentalizacji. Winfried Schröder w swojej berlińskiej habilitacji poświęconej źródłom ateizmu w wiekach XVII i XVIII wyciągnął to podziemne pisarstwo na światło dzienne[4]. Pierwszą część mojego artykułu opieram w dużym stopniu na tej książce. To, co mogę dodać do odkryć Schrödera, to, po pierwsze, pojęcie politycznej teologii, a wraz z nim kontekst dysputy, który u niego nie występuje, i po drugie, deistyczną oraz ortodoksyjną stronę debaty, w stopniu, w jakim ukazały mi się w trakcie moich studiów nad Mojżeszem. Autorzy u Schrödera to przede wszystkim ateiści, którzy zaciekle demaskują religię jako polityczną fikcję, ja myślę natomiast o deistach, którzy w oparciu o naturalne lub filozoficzne odmiany religii przedstawiali i kompromitowali religię objawioną jako wymysł wytworzony dla osiągnięcia politycznych celów. Najbardziej ostry wyraz zarzut ten przyjmuje w bluźnierczym traktacie pod tytułem De tribus impostoribus, którego wydawcę i historyczny kontekst udało się w końcu Winfriedowi Schröderowi zidentyfikować[5], a w którym Mojżesz, Jezus i Mahomet zostali zadenuncjowani jako trzej oszuści ludzkości. Tak też jest we francuskim traktacie o podobnym tytule: L’Esprit de monsieur Benoit de Spinosa: Traité des trois imposteurs, który już w nazwie ujawnia związek ze Spinozą[6]. Te dwa teksty, które w swoich czasach owiane były sławą, a raczej niesławą, i krążyły w licznych rękopisach, są jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Chodzi tu o szeroką, namiętnie prowadzoną debatę. W tradycji tej Spinoza odgrywa znaczącą rolę; był on tym, który swym Traktatem teologiczno-politycznym sprowadził tę krytyczną perspektywę religii pozytywnej do pojęcia tego, co „teologiczno-polityczne”, względnie do „teologii politycznej”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się