Dlaczego właśnie kostium królika pasuje do młodzieży, która z trudem odnajduje się wśród śmielszych rówieśników i zdroworozsądkowych, wyważonych dorosłych? Króliki często bywają wycofane, nieufne. Łatwo je zranić. I źle rozumiane przez ludzi, którzy chcą widzieć w nich towarzyskie przytulanki. Wystarczy chwila, żeby wywołać w nich ogromny strach.
Główny bohater, któremu Höglund (również ilustratorka) nadała wygląd posępnego królika w czerwonych trampkach, jest nieustannie atakowany przez świat: zbyt głośny, za jasny, zbyt agresywny. „Przyszedłem na świat pewnego wiosennego dnia trzynaście lat temu. Prawie natychmiast tego pożałowałem” – mówi już na samym początku. To brzmi przecież zupełnie jak cytat z Kurta Cobaina, który 15 lat temu widywałam na plecakach moich rówieśników: „Nienawidzę siebie i chcę umrzeć”. Króliczy stan ducha pojawia się w każdym pokoleniu.
W bohaterze opowieści walczą nieustannie sprzeczne potrzeby i uczucia. Chciałby być zaakceptowany, być blisko innych, ale jednocześnie dla jego wrażliwości to zbyt wiele. Zdarza się, że w ludziach w swoim otoczeniu zauważa króliczy kształt – wtedy pojawia się szansa na porozumienie. Na świecie w końcu, nawet jeśli tego nie widać na pierwszy rzut oka, żyją też inne króliki.
Oszczędny tekst i melancholijne, minorowe ilustracje Anny Höglund niosą ogromny ładunek emocji: to cicha, dyskretna moc. „Są dni, kiedy w brzuch mam wbity widelec, który obraca się i nawija moje wnętrzności jak spaghetti” – wyznaje bohater. Ci z czytelników, którzy dobrze rozumieją „króliczą” wrażliwość, mogą poczuć znajomy ucisk w okolicach serca.
Wiek dorastania to temat, który łatwo zbanalizować. Dorosłemu zwłaszcza łatwo jest mitologizować w retrospektywie (pamiętam sama, jak kadra pedagogiczna na początku edukacji licealnej oznajmiła: „To będą najwspanialsze lata waszego życia”), wspominać ekscytację odkrywania świata i przeżywania wszystkiego intensywnie. Łatwo zapomnieć o doświadczeniach, które z taką wnikliwością opisuje i ilustruje Anna Höglund – o niemożności pojęcia ogromu bodźców, konieczności radzenia sobie z wzajemnie wykluczającymi się potrzebami, niekoniecznie udanych próbach znalezienia swojego miejsca wśród innych. Wiele współczesnej literatury dla młodzieży, również bardzo mądrej, mierzy się właśnie z budowaniem relacji, z wzajemnym zrozumieniem dla odmienności drugiego człowieka, z rozmaitymi rytuałami przejścia, ale nie zawsze towarzyszy im wgląd w uczuciową burzę, z którą niejeden młody człowiek musi radzić sobie sam – o ile nie znajdzie innego, bliskiego „królika”. Współczesność, zwłaszcza Internet, pomaga młodym radzić sobie z tematami niedawno będącymi jeszcze tabu (lęk, depresja, dysmorfofobia, czyli zaburzenie postrzegania swojego wyglądu), dzięki możliwości kontaktu z podobnymi osobami czy zdjęciem odium wstydu z osobistych wyznań – ale jednocześnie stawia nierealne wymagania, przeciąża dodatkowo bodźcami, wystawia na oceny. Książka Anny Höglund jawi się w tej sytuacji jako mała medytacyjna nisza wytchnienia.