Albo też – jak mawiają ludzie pobożni – „ataku złego ducha” na Kościół. Bo „właśnie w tym roku – mówił Benedykt XVI – wyszły na światło dzienne grzechy kapłanów, przede wszystkim nadużycia wobec najmniejszych [pedofilia], w których kapłaństwo jako troska Boga o człowieka obrócone zostało w swoje przeciwieństwo”.
Dla mnie symbolem tego kryzysu stała się nagłośniona ostatnio sprawa ks. Marciala Maciela Degollado z Meksyku, założyciela legionistów Chrystusa. Jeszcze niedawno widziano w nim świadka Ewangelii, już za życia otoczonego nimbem świętości. Dziś wiemy, że był to pozór: ów „charyzmatyk” okazał się oszustem, przestępcą seksualnym i karierowiczem, który w ogóle nie wierzył w Boga. W tym kontekście trudno nie postawić pytania: jak to możliwe, że hierarchia kościelna przez tyle lat dawała się aż tak oszukiwać?!
Straszne jest to, że prawdę o ks. Macielu już dawno znało wielu ludzi Kościoła – pierwsze zarzuty przeciwko niemu dotarły do Watykanu w roku 1956 (!). Wtedy sprawę dość szybko zatuszowano – i tak było przez kolejnych pięćdziesiąt lat. Petycje i listy nie trafiały do adresatów (na przykład do papieża), postępowania kanoniczne umarzano, doniesieniom medialnym nie dawano wiary… Przyczyniali się do tego również – w większości Bogu ducha winni – legioniści Chrystusa. „Fałszywie pojęte przekonanie, że nie należy szkodzić dobru, które czynił Legion, nierzadko prowadziło do tworzenia wokół niego mechanizmu obronnego, który przez wiele lat zapewniał mu [tj. ks. Macielowi] nietykalność” – głosi oficjalny komunikat Stolicy Apostolskiej. Dokument ten, oddając sprawiedliwość Legionowi Chrystusa, pokazuje też zło, które może się zagnieździć w strukturach powołanych do służby Bogu i wspólnocie. Mowa w nim o „systemie relacji zbudowanym przez ks. Maciela, który potrafił zręcznie tworzyć sobie alibi, pozyskiwać zaufanie, zapewniać milczenie i dyskrecję otaczających go osób i umacniać swoją rolę charyzmatycznego założyciela”. I dalej: „Niebezpieczne i obiektywnie niemoralne postępowanie ks. Maciela (…) miało poważne konsekwencje w życiu i strukturze Legionu”. Wszechobecne było tam na przykład „klerykalne kłamstwo” (polegające na przypisywaniu zwyczajnym” słowom i czynom osób duchownych statusu „prawdy objawionej”) i mentalność quasi-korporacyjna, a gwarancję bezkarności dawał dodatkowy ślub milczenia o tym, co dzieje się w zgromadzeniu.
Przysłowie powiada: nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może zatem teraz lepiej zobaczymy, na czym polega działalność Antychrysta, o którym od wieków wiadomo, że będzie małpował (a nie naśladował) Chrystusa? Może uda się nam na nowo przemyśleć kwestię grzesznych struktur w Kościele? Bo stara formuła mówiąca o „świętym Kościele grzesznych ludzi” niewystarczająco opisuje problem ks. Maciela Degollado i jego legionistów… Może wreszcie to, co się wydarzyło, stanie się dla Kościoła – także w Polsce – wstrząsem moralnym i impulsem do nawrócenia.