Tragarze, targi, kłótnie wspólników, szemrane bary i karuzela. Trochę droga (10 gr), ale czasem uda się wepchnąć poza kolejką i zaoszczędzić. Czytając wspomnienia Bernarda Konrada Świerczyńskiego, w pierwszej chwili trudno się zorientować, że mamy do czynienia z historią człowieka, który ratował Żydów z getta warszawskiego. Przemytników życia czyta się bardziej jak kryminał niż opowieść o Holokauście. Również dlatego że sam temat szmuglowania ludzi z getta zajmuje najwyżej połowę treści. Wszystko kręci się wokół Karcelaka – bazaru na warszawskiej Woli, na którym pracował ojciec Świerczyńskiego i na którym pierwsze kroki w dorosłym życiu stawiał narrator.
Świerczyńscy mieszkali niedaleko, na ulicy Leszno. Bernard Konrad, późniejszy Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, wychowywał się w domu lewicowym. Dzięki równościowemu wychowaniu nie był uprzedzony do Żydów i miał wśród nich wielu znajomych. W trakcie okupacji mieszkanie Świerczyńskich i bazar zostały po stronie aryjskiej, co ułatwiło działanie między stroną aryjską a gettem.
Do samego końca, nawet gdy Świerczyński opowiada o akcjach szmuglowania ludzi, dominuje atmosfera zgrywy, przygody. Wielką wartością książki jest język, wolski żargon, jakim posługują się postaci. Ci, którzy narzekają dziś na anglicyzmy, mogą zobaczyć, jak wiele w przedwojennej mowie było germanizmów, rusycyzmów, jidyszyzmów.
Nie wiem, czy autor był tak powściągliwy, czy też to redaktor zdecydował, żeby przekazać czytelnikowi dzieło tak krótkie. Efektem jest opowieść, w której niektóre luki musimy wypełnić, ale skonstruowana sprawnie. I na tyle krótka i przystępna, że może stanowić dobre wprowadzenie do tematu Zagłady w Warszawie.
_
Bernard Konrad Świerczyński
Przemytnicy życia
Ośrodek Karta, Warszawa 2018, s. 158