Epoka niewinności skończyła się w 2016 r. Najpierw w czerwcu Brytyjczycy zagłosowali w referendum za wyjściem z Unii Europejskiej, pięć miesięcy później Amerykanie wybrali na prezydenta Donalda Trumpa. W obu przypadkach odpowiedzialność za te nieprzewidywalne i niepokojące decyzje chętnie zrzucano na Facebooka. Brytyjska kampania Leave i sztab wyborczy Trumpa miały wykorzystywać infrastrukturę serwisu do rozpowszechniania populistycznych, a często zwyczajnie fałszywych albo obraźliwych informacji. Pojawiły się również sugestie, że mogły za tym stać rosyjskie służby. Mark Zuckerberg usiłował neutralizować te podejrzenia. Na początku 2017 r. opublikował manifest, w którym zapowiadał wzmocnienie narzędzi mających służyć bezpieczeństwu i stworzenie prawdziwej „globalnej wspólnoty Facebooka”. Jednak kiedy na początku 2018 r. Christopher Wylie, były pracownik firmy Cambridge Analytica, ujawnił, że w nie do końca uczciwy sposób pozyskała ona dane milionów użytkowników, a następnie wykorzystała je do profilowania komunikatów wyborczych Donalda Trumpa, wybuchł skandal.
Od tej chwili krytyka Facebooka, będąca wcześniej domeną aktywistów i akademików, przeszła do głównego nurtu. Artykuły prasowe donoszące o kolejnych nadużyciach pojawiały się jak grzyby po deszczu, a bardziej rozbudowane analizy przeistoczyły się w pełnowymiarowe książki. W Polsce ukazały jak dotąd dwie: Antisocial media. Jak Facebook oddala nas od siebie i zagraża demokracji Sivy Vaidhyanathana oraz Ludzie przeciw technologii. Jak Internet zabija demokrację (i jak ją możemy ocalić) Jamiego Bartletta. Ten pierwszy jest amerykańskim profesorem medioznawstwa, drugi – brytyjskim aktywistą i dziennikarzem. Krytyka pojawia się również z najmniej oczekiwanej strony: na początku lutego w Stanach Zjednoczonych ukazała się książka Zucked. Waking Up to the Facebook Catastrophe (w wolnym przekładzie: Zazukani. Pobudka przed facebookową katastrofą) autorstwa Rogera McNamee’ego – inwestora i doradcy biznesowego, który niedługo po pierwszym sukcesie Facebooka sam zainwestował w firmę i doradzał Zuckerbergowi, żeby za żadną cenę jej nie sprzedawał. Teraz z gorliwością neofity angażuje się w organizowanie politycznego ruchu oporu.
Książki są pisane i publikowane na gorąco, więc snute w nich opowieści bywają chaotyczne, pełne powtórzeń albo zbędnych szczegółów. Problem z tego rodzaju publikacjami jest jednak poważniejszy: ich autorzy, testując różne rodzaje amunicji, czasem spektakularnie chybiają. I nie chodzi nawet o brak kompetencji, ale o to, że wciąż do końca nie wiadomo, czym jest Facebook.
Pizzeria, którą lubię
Wśród niepokojów, jakie wzbudza platforma Zuckerberga, na pierwszym miejscu zwykle wymienia się naruszenia prywatności. W końcu Facebook jest precyzyjnym mechanizmem gromadzenia informacji o naszym życiu: znajomych, preferencjach politycznych i kulturalnych, wyborach zakupowych, zwierzętach żyjących w naszych domach, wieku naszych dzieci. Sami udostępniamy te wszystkie dane, publikując posty i zdjęcia, klikając „Lubię to” i udostępniając artykuły.