7 maja w Paryżu zmarł Jean Vanier, założyciel wspólnot Arki (L’Arche) i współzałożyciel Ruchu Wiara i Światło, skupionych wokół osób z niepełnosprawnością intelektualną. Miał 90 lat.
Jego droga życiowa była bardzo ciekawa: choć był obywatelem kanadyjskim, jako trzynastolatek, w środku II wojny światowej, postanowił wstąpić do brytyjskiej marynarki wojennej. Przeżył bombardowanie szkoły, ale regularną służbę rozpoczął już po zakończeniu walk. Choć był cenionym oficerem, w 1950 r. zdecydował się odejść, czuł, że jest powołany do czegoś innego. Zaczął poważnie myśleć o kapłaństwie. Rozpoczął studia filozoficzne i teologiczne, związał się też z francuską wspólnotą Eau Vive (Woda Żywa), założoną przez dominikanina o. Thomasa Philippe’a. O. Thomas stał się jego duchowym przewodnikiem, miał jednak problemy z władzami kościelnymi, co pośrednio wpłynęło także na losy Jeana. Vanier nie wstąpił do seminarium, lecz dokończył studia filozoficzne, zwieńczając je w 1962 r. doktoratem. Wkrótce potem zaczął wykłady z etyki na Uniwersytecie w Toronto.
W tym czasie o. Thomas został skierowany do posługi w zakładzie dla mężczyzn z umysłowym upośledzeniem w małej miejscowości Trosly-Breuil w okolicach Compiègne i zaprosił Jeana, by go odwiedził. Odwiedziny te na zawsze zmieniły życie młodego filozofa. W 1964 r. zamieszkał w tej samej miejscowości w małym domku wraz z dwoma podopiecznymi zakładu – Raphaelem i Philippe’em. Tak powstała pierwsza wspólnota Arki, dla której najważniejsze było spędzanie razem czasu: wspólna praca, wspólne posiłki i modlitwa, uważność, czułość i celebrowanie przyjaźni. Te proste wartości dość szybko przyciągnęły do Trosly-Breuil naśladowców. Zainspirowały też powstanie Ruchu Wiara i Światło, który narodził się podczas pielgrzymki osób z niepełnosprawnością intelektualną i ich rodzin do Lourdes w 1971 r. Ruch ten tworzą z kolei wspólnoty spotkań – ich członkowie nie mieszkają ze sobą, ale starają się żyć w przyjaźni, regularnie się spotykać, wyjeżdżać razem na wakacje.
Jeśli spojrzeć na oba dzieła z dystansu, trudno dojrzeć w nich coś spektakularnego. A jednak propozycja Jeana, pogłębiona z czasem jego rozmyśleniami nad tym, co znaczy być prawdziwie ludzkim, stała się jednym z najmocniejszych głosów w obronie osób z upośledzeniem, postrzeganych powszechnie jako gorsze, niepełne i uzależnione od pomocy innych. On widział w nich przede wszystkim piękno, spontaniczność i umiejętność nawiązywania relacji. Niewątpliwie wysiłki Jeana – w tym jego liczne konferencje, wywiady i książki – doprowadziły do zmiany sytuacji tych osób w Kościele katolickim, ale miały też szersze znaczenie. Z Trosly-Breuil wyszła bardzo przejmująca krytyka współczesnego stylu życia, opartego na rywalizacji, konsumpcji i obojętności na los innych. Co ważne, przy całej surowości formułowanych ocen Jean był jednocześnie bardzo ciepły i wyrozumiały dla ludzkich dążeń. Apelował i tłumaczył – ale nie szantażował ani nie manipulował tymi, do których się zwracał. Pokazywał, że życie w bliskości, komunii, serdeczności jest tym, czego w gruncie rzeczy wszyscy najbardziej pragniemy.