Pisanie o twórczości Celana wymaga odwagi. Jednostkowa perspektywa czytelnicza, której domaga się ta poezja, być może bardziej niż w innych przypadkach skazana jest na bezustanne negocjowanie swojej pozycji z pokaźną biblioteką dotychczasowych odczytań. Nie chodzi jedynie o uwzględnienie klasycznych już tekstów, które poświęcili poecie wybitni XX-wieczni filozofowie, by wymienić Hansa-Georga Gadamera czy Jacques’a Derridę, ale także prac powstałych na gruncie polskim, gdzie Celan przez dekady obecny ledwie śladowo, w ostatnich kilku latach doczekał się wreszcie recepcji, na jaką zasługuje. Imponujący wysyp publikacji awansował go do rangi, którą wcześniej zdążył już zdobyć w obiegu powszechnym: prawdopodobnie najchętniej w humanistyce komentowanego przedstawiciela poezji powojennej. Wystarczy wymienić chociażby znakomite tomy Joanny Roszak, Adama Lipszyca, Pawła Piszczatowskiego, przełożoną na polski biografię twórcy pióra Johna Felstinera, wybór wierszy pod redakcją Ryszarda Krynickiego, nie wspominając nawet o dialogu, jaki z dziełem Celana jako ważnym punktem odniesienia prowadzą polscy poeci, by stanąć naprzeciw onieśmielającej gęstwiny tekstów.
Jednocześnie badania nad tą twórczością nie ograniczają się wyłącznie do wyizolowanego pola „celanologicznej” specjalizacji. Mówimy przecież o twórcy absolutnie paradygmatycznym, bez którego nie sposób wyobrazić sobie nie tylko dyskusji nad poezją w XX w., ale wręcz całej współczesnej refleksji humanistycznej. Twórczości Celana nie da się tu zignorować, ponieważ znajdują w niej swoje źródła niemal wszystkie węzłowe zagadnienia całej powojennej kultury: problem przedstawialności Zagłady i warunków możliwości literatury „po Auschwitz”, pytania o relacje języka i traumy, kwestia ambiwalencji świadczenia czy wreszcie żydowskiego losu w dobie nowoczesności. Oczywisty paradoks tej poezji polega zatem na tym, że jej skrajnie idiomatyczny charakter stanowi punkt wyjścia do dyskusji o powszechnikach współczesności. Przez to refleksja nad nią popada jednak w nieuchronny poznawczy impas. Jakkolwiek błyskotliwie Celana by czytać, nie sposób wyobrazić sobie, żeby lektura taka nie respektowała pewnej podstawowej ramy rozpoznań, co obliguje komentatorów do sięgania po zestaw dyżurnych i już przewidywalnych haseł.
*
Oczywiście próby wyrwania twórczości poety z najbardziej narzucającego się kontekstu, którym jest uniwersum Zagłady, są podejmowane. Przykładem wydana ostatnio po polsku praca Marjorie Perloff Ostrze ironii. Modernizm w cieniu monarchii habsburskiej, która wpisuje go (niezbyt przekonująco) w kontekst formacji kulturowej określanej tutaj mianem „austromodernizmu”, by następnie, w ostentacyjnej kontrze wobec reputacji Celana jako modelowego poety traumy, dowartościować w nim autora zmysłowych erotyków. I jakkolwiek faktycznie niemało u Celana wierszy miłosnych, trudno pozbyć się wrażenia, że żywego od martwego, jak erotycznej subtelności od traumatycznego znoju, nie da się tutaj oddzielić tak szczelną granicą, jak chciałaby tego amerykańska teoretyczka.