Z pozoru linearną fabułę deformują liczne narośle: dygresje oraz eksperymenty z czasem. Jeśli już autor dookreśla miejsce, w którym umieszcza swoich bohaterów, to zazwyczaj chodzi o jego rodzinne Ciężkowice. Z realnie istniejącego miasteczka w Małopolsce stają się one na poły fantastycznym, na poły zmitologizowanym po Bawołkowemu pramiejscem. Im dalej, tym komplikacji jest coraz więcej – pisarz w sposób nieskrępowany i trudny do przewidzenia przeskakuje z jednoosobowego literackiego „ja” do trzecioosobowej narracji. Pojawiają się niedopowiedzenia, które są celem same w sobie i tym samym wymykają się typowym modelom potęgowania akcji. Kiedy natomiast czytelnikowi wydaje się, że właśnie znalazł klucz do La petite mort i już za chwilę objawi się jakiś wyższy porządek tej gęstej literatury, autor jakby od niechcenia robi zgrabny unik. W książce padają słowa celnie charakteryzujące tę prozę: „Żyjemy w świecie zupełnie niemożliwym, w świecie, który nie jest do końca wyrażalny. U podstaw chaosu ciągle jeszcze leży oczekiwany porządek, odkrywanie go nie ma większego znaczenia”.
Rzecz w tym, nie żeby złapać, ale gonić za Bawołkiem, bo w tej nieprzewidywalnej eskapadzie przez kolejne strony logika świata przedstawionego nieustanie stwarza się, puchnie od aluzji i znaczeń, by za chwilę ulec destrukcji. I tak bez końca.
_
Waldemar Bawołek
La petite mort
Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2019, s. 222