Choć uczestnicy spotkania promującego książkę Andrzeja Romanowskiego pt. Wielkość i upadek „Tygodnika Powszechnego” oraz inne szkice solidarnie podkreślali, że nie jest ona, wbrew temu, co sugeruje tytuł, poświęcona wyłącznie „Tygodnikowi”, to właśnie o nim mówiono tego wieczoru najczęściej. Na sali było sporo osób zgodnych w swych diagnozach: czasy wielkości „Tygodnika” przeminęły wraz z odejściem lub usunięciem się na bok ludzi, którzy tworzyli moralny i ideowy etos środowiska Znaku. Trzeba bowiem wyjaśnić, że Romanowski przygląda się nie tyle samemu pismu, co historii całego środowiska, którego wkład w polską drogę do wolności należy oceniać zarówno w wymiarze pracy intelektualnej i moralnej, jak i aktywności społecznej oraz politycznej. Na środowisko Znaku składały się bowiem zarówno pisma: „Tygodnik Powszechny”, miesięczniki „Znak” i „Więź” oraz działalność wydawnicza SIW Znak, jak i Kluby Inteligencji Katolickiej, wreszcie Koło Poselskie Znak.
Realizm, umiar, rozwaga i odpowiedzialność pozwalały przezwyciężać różnice wynikające z odmiennych dróg życiowych, którymi szli bohaterowie szkiców Romanowskiego. Jerzy Turowicz, Stanisław Stomma, Tadeusz Mazowiecki, Krzysztof Kozłowski, Józefa Hennelowa – o nich opowiada w swej książce Romanowski najwięcej i najlepiej. Dla tych właśnie rozdziałów warto ją było napisać. Podkreślam słowo „napisać”, bo choć, patrząc na rzecz od strony formalnej, Wielkość i upadek „Tygodnika” jest zbiorem szkiców ukazujących się od 2003 r. głównie, choć nie wyłącznie, w „Gazecie Wyborczej”, to zebrane w jednym tomie ułożyły się w spójną i z wyczuciem utkaną historię środowiska, które w trudnym okresie PRL-u było nie tylko prawdziwą przestrzenią wolności – nie jedynym wszakże w historii polskiej niewoli przykładem takiej przestrzeni – ale przede wszystkim szkołą politycznego realizmu, który okazał się skuteczną drogą do niepodległości. Szkołą – dodajmy od razu – która choć skupiała znakomitych nauczycieli, nie wychowała zdaniem Romanowskiego uczniów zdolnych do kontynuowania drogi swych mistrzów.
Ubogie środki
Jesienią 1946 r., w trzecim numerze „Znaku” ukazał się słynny tekst Stanisława Stommy pt. Maksymalne i minimalne tendencje społeczne katolików. Zarysowany został w nim program, któremu Stomma pozostał wierny do końca: „Maksymalizm szuka efektów natychmiastowych, sprawdzalnych i żeby tak powiedzieć syntetycznych. Pozorny »minimalizm« idzie drogą okrężną, przez odrodzenie kultury jednostki do przetrwania form społecznych”. „Mądrość etapu” polega więc na stawianiu sobie tylko takich celów, które w danym okresie są osiągalne, nie zdradzając przy tym imponderabiliów. Neopozytywizm Stommy był bardzo mocno osadzony w doświadczeniach wileńskich: w trudnej rzeczywistości pograniczy, w sytuacji wydziedziczenia, konieczności szukania politycznej ugody. Trzeba bowiem pamiętać, że gdy w lipcu 1944 r. Stomma opuszczał na zawsze Wilno, miał prawie 37 lat, był więc człowiekiem w pełni ukształtowanym. To właśnie historia Litwy była dla niego potwierdzeniem słuszności polityki ugody, którą z czasem docenili – jak pisze Romanowski – nawet emigracyjni „niezłomni”, jak chociażby Kazimierz Papée, który przyznał: „Znak, choć bezpośrednio wychodzi z przesłanek ugodowych, przyczynia się pośrednio do odzyskania niepodległości” (s. 73). Szkice historyczne, w których Romanowski ukazuje paralele i różnice między postawami ugodowymi czy tzw. lojalistycznymi na wileńszczyźnie czasu zaborów – na przykładzie chociażby Kazimierza Platera czy Aleksandra Meysztowicza – a koncepcjami politycznymi Stommy, należą do najciekawszych i najbardziej inspirujących momentów książki.