Wielu akademików nie zgodziłoby się ze mną. Google Scholar donosi o 1,5 tys. wzmiankach o Sapiens w literaturze naukowej i kolejnym 1 tys. wzmianek o Homo deus (stan na wrzesień b.r.). Harari robi więc w świecie akademii furorę na miarę wielkich autorytetów humanistyki. Jednak pomimo szerokiego zainteresowania głosy specjalistów, którzy komentują jego książki, są niemal wyłącznie krytyczne (i powoli przenikają do szerszej świadomości środowiska naukowego). Harariemu zarzuca się beztroskę w budowaniu wniosków, przesadę i sensacjonalizm. Zwraca się także uwagę na jego „stymulujące, ale bezpodstawne założenia” oraz bezrefleksyjne korzystanie z ekscytujących naukowych haseł, takich jak biotechnologia, nanotechnologia czy sztuczna inteligencja. Podkreśla się wyraźny światopogląd, jaki Harari ujawnia w swoich pracach: wolny od małostkowej dociekliwości entuzjazm wobec technokratycznych fantazji na temat przyszłości.
W swojej recenzji dla „The New Atlantis” John Sexton stwierdza, że Sapiens to książka „fundamentalnie niepoważna, niezasługująca na aprobatę, którą zyskała”. Antropolog Christopher R. Hallpike uważa ją za przykład „infotainment” – gatunku dziennikarstwa poświęconego dostarczaniu rozrywki raczej niż rzetelnej wiedzy. Zamiast traktować książki Harariego serio – twierdzi Hallpike – należy podchodzić do nich jak do „dzikiej intelektualnej przejażdżki przez krajobraz historii naszpikowany sensacyjną spekulacją i kończący się mrożącą krew w żyłach prognozą końca ludzkości”. Ale w takim razie dlaczego się pieklić i nie potraktować Harariego po prostu jako popularyzatora nauki, a nie naukowca?
Gdzie indziej starałem się pokazać („Stan Rzeczy” 2018, nr 14), w jaki sposób Harari miesza rejestry i raz jawi się czytelnikowi jako badacz zdystansowany wobec problemów, które omawia, a innym razem jako entuzjasta danego rozwiązania. Przede wszystkim stawia pytania o kluczowym dla nauki znaczeniu i twierdzi, że na odpowiada, podczas gdy zupełnie ignoruje wymogi naukowego rzemiosła: obiecuje treść wiedzotwórczą, mimo że sprzedaje wiedzoodtwórstwo, czyli popularyzację. Ta pozornie niewielka różnica niesie ze sobą ogromne konsekwencje w świecie globalnych mediów i głębokich specjalizacji. Chociaż Harari to historyk wojskowości, który dopiero z czasem zaczął pisać o psychologii ewolucyjnej i technicznych nowinkach, szeroka publika nie postrzega tych obszarów jako rozbieżnych, ale sądzi często, że ich połączenie zasługuje na kumulatywny autorytet. W uproszczenia i przesady Harariego wierzą więc politycy, biznesowi magnaci, a nawet naukowcy bez wiedzy w dziedzinach, na których wrażenie robią prace takie jak Sapiens czy Homo deus.
Do popularności Harariego przyczynia się również przekonanie, że „miękkie nauki”, czyli humanistykę ogólnie rzecz biorąc, uprawia się łatwo. Często wiedzie ono do absurdalnie przewrotnego wniosku, iż warto ufać komuś, kto jednocześnie rozprawia o kwestiach prehistorycznych, społecznych, biologicznych i futurystycznych. Tymczasem Harari nie tylko rzadko wychodzi poza nowinkarstwo w którejkolwiek z tych dziedzin, ale przede wszystkim zapomina, co to znaczy być historykiem. Prawdopodobnie zrozumieć można pominięcie przez niego źródeł pierwotnych i ograniczenie się do nielicznych syntez jako podstawy wiedzy na temat przeszłości – w końcu jego książki nie mają wymiaru pracy ściśle historycznej. O wiele bardziej problematyczna jest nonszalancja, z jaką Harari buduje teorie wyjaśniające dzieje.