Twoje myśli nigdy nie są całkiem twoje” – pisał George Orwell, sugerując, że język służy nie tylko wypowiadaniu myśli, lecz także ich kształtowaniu. Na określenie służącego idegologii – ergo manipulacji – quasijęzyka, stworzył termin „nowomowa” (newspeak). Obok tego Orwellowskiego pojęcia w polszczyźnie funkcjonują również inne zwroty opisujące dyskurs propagandowy. Michał Głowiński, rekonstruując obraz wroga w tekstach gomułkowskich demagogów, pisał o „marcowym gadaniu”. Najpopularniejszym jednak określeniem wypowiedzi kliszowanych jest „mowa-trawa”.
*
Pod postacią kopczyków usypanych z papierowych skrawków „mowę-trawę” zmetaforyzował krakowski artysta Zbigniew Sałaj, znany jako twórca przedmiotów bliskich koncepcji książki artystycznej. Z gazet, ulotek wyborczych albo książek poświęconych ideologiom formuje on wielkie papierowe struktury przestrzenne przypominające ludzki organ mowy (te języki można przekartkować). Do ich tworzenia używa noży oraz dłut rzeźbiarskich.
Podczas obróbki gazetowych stosów i książek powstaje papierowe siano. Dyskurs propagandowy wprowadza semantyczny bezład, grzęźnie w słowach śmieciach: apodyktycznych sloganach, spetryfikowanych formułach, jest suchy i ogłupiający – w tradycji ikonograficznej kopiec siana (wystarczy przypomnieć obrazy Hieronima Boscha) to przecież symbol głupoty.
Na ułomność świata opanowanego przez nowomowę wskazują dobiegające z głośników, poukrywanych w salach wystawowych, spowolnione odgłosy cięcia papierowych brytów metalowym dłutem. Ani zbyt ciche, ani zbyt głośne – nie odstraszają; ucho szybko się przyzwyczaja, jak do muzyki w tle. Jeśli jednak się dobrze wsłuchamy, jest w tych dźwiękach coś dokuczliwego i niepokojącego.
Życie społeczne toczy się przy jej akompaniamencie – choć nieoczywista dla nienastrojonego ucha, nowomowa stanowi, jak zauważa Głowiński, „ważny składniki współczesnej sytuacji językowej”. Sałaj każe nam wytężać słuch. Patrzymy na makulaturowe wióry spadające z półek na podłogę, na usypane z tych wiórów kopczyki, a pejzaż zniszczeń udobitniają dźwięki. W wyobraźni widzimy papier marnowany na słowa niewarte wypowiedzenia albo niszczone książki, bo ktoś znalazł w tej czy innej rzecz nieprawomyślną.
Sałaj umieszcza swoje języki na huśtawkach. Języki niepospolitych gabarytów, bezwstydne – wywalone na wierzch. „Język na huśtawce” to język wytrącony ze stanu równowagi (weźmy wyrażenie: „rozhuśtany patriotycznie kraj” – przez języki rozhuśtany, nie inaczej).
Nowomowa nas „buja” („bujać kogoś / komuś” znaczy tyle, co „kłamać”) – zwodzi bajkami. Słowa mogą tutaj znaczyć co innego niż normalnie. Nie wyraża świata w realnych kształtach, ale go odkształca. Dlatego artysta opowiada o niej w bajkowej konwencji. Organ mowy wyślizguje się za zaporę zębów i nienaturalnie ogromnieje. To stworek wymyślony na wzór postaci ze śmieszno-strasznych menażerii literackich i filmowych, w którym prezentuje się w całej okazałości i krasie zły smak dyskursu propagandowego. Obiektem ironii są: autorytatywność wypowiedzi, ekstremalność w ekspresji słownej, oderwanie od rzeczywistości i przerost formy nad treścią.