Fabuła jest tu uproszczona, dotyczy jednego dnia w domu opieki, spędzonego przez bohaterkę w asyście personelu medycznego oraz towarzystwie pacjentów i pacjentek. Większość postaci pochodzi z tego zamkniętego świata, poza wolontariuszem Tomaszem (alter ego autora), który odciąża pielęgniarki i spełnia zachcianki pacjentów. W jednej z rozmów Uzdański wyznał, że jego drogę do opisu codzienności utorowała Pani Dalloway Virginii Woolf, krytykując jednocześnie powieść Hanji Yanagihary, w której nie odnajdował „normalnego, małego życia”.
W Zaraz… panuje bezruch. Niemal nic się nie wydarza. Ktoś dostaje zastrzyk, komuś wymieniają pieluchę, kogoś przewracają na bok. To jednak pozór, bo choć Jadwiga jest unieruchomiona w przestrzeni, jej świadomość biegnie w czasie. Cofa się, prześlizguje w teraźniejszość, wybiega w przyszłość. Myśl przeskakuje, pląta się, błądzi. Podobnie sama opowieść – wywraca się, by toczyć się raz w pierwszej, raz w drugiej, raz w trzeciej osobie, zaglądając także w meandry świadomości Tomasza i Agaty (pielęgniarki), by na końcu wrócić ponownie do świadomości Jadwigi.
Nie sposób nie docenić gestu Uzdańskiego – wpisania w obręb języka treści z niego wyłączanych: upokorzenia starości, upośledzenia i zapachu śmierci. A jednak coś w jego powieści rozczarowuje. Być może natrętne poczucie dobrze odrobionego zadania.
_
Grzegorz Uzdański
Zaraz będzie po wszystkim
Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2019, s. 256