Urodziła się we wsi Išlandžiai w rejonie łoździejskim. Studiowała lituanistykę na Uniwersytecie Wileńskim. Wiersze zaczęła pisać jeszcze w szkole, ale zadebiutowała późno, dopiero jako 35-latka, tomem Uršulės S. portretas (Portret Urszuli S.), za który otrzymała Nagrodę im. Zigmasa Gėlė. Jej kolejne książki również zostały dostrzeżone. Za Sielos labirintas (Labirynt Duszy), stanowiący swoiste podsumowanie jej poetyckiej drogi, przyznano jej w 1999 r. Nagrodę Jadźwingów uważaną za najważniejszą nagrodę poetycką Litwy. Była żoną znacznie od siebie starszego poety Vytautasa Bložė. I jak to się często zdarza w takich sytuacjach, mimo sukcesów pozostawała w cieniu męża, pełniąc funkcję jego sekretarki, kucharki i pielęgniarki (Bložė cierpiał na chorobę psychiczną). Nie była poetką „na pełny etat”. Kiedy zamieszkali w Dzukii, nauczyła się zbierać grzyby i jagody, kiedy kupili domek w Švendubrė, zajęła się pracą w sadzie i ogrodzie. Znała się na ziołach i lubiła pracować blisko ziemi. Codzienne krzątactwo to jeden z najważniejszych tematów jej wierszy, tak jakby praca przy domu i praca w języku nie stanowiły dwóch odrębnych domen życia, lecz były ze sobą ściśle powiązane albo jakby celem całego jej życiowego wysiłku, zarówno fizycznego, jak i duchowego, było posiadanie domu: „obyś mogła kiedyś powiedzieć / spokojnie, z uśmiechem // mój / dom” (Pokój bez wstępu).
Była kobiecym głosem pokolenia zdominowanego przez mężczyzn. Nie podkreślała swojej płci i nie walczyła o prawa kobiet, a mimo to jej poezja – bardzo osobista, a nawet intymna – stanowiła formę emancypacji, a w każdym razie tak można ją dziś czytać.
Miliauskaitė obroniła się przed wpływem Bložė, chociaż była mu bardzo oddana, budując unikalny styl, odsłaniający niesamowitość ludzkiego istnienia powiązanego z istnieniem innych istot i przedmiotów. Pomimo trudów codziennego życia w mrocznych politycznie czasach, u boku niedomagającego męża, pozostała wierna swojej sztuce. Pisała po litewsku, co także warto odnotować, bo w czasach wymuszonej sowietyzacji nie było to bynajmniej oczywiste.
Więcej-niż-ludzka przyroda, wszechobecna w wierszach Miliauskaitė, nie jest ani sielankowa, ani wzniosła. Jest zwyczajna i bliska, a mimo to cudowna. Zwykłe kamienie pod stopami to „robota / najlepszego jubilera” – są czerwonawe, szare, prawie czarne / ciemnofioletowe, liliowe, pstre/ z siecią żyłek, o drobnym / i grubym ziarnie, chropawe i gładkie” (Pokój bez wstępu). Poetka często patrzy w dół, ku ziemi. Patrzy z bliska, jak dziecko, i dostrzega przycupnięte blisko ziemi niepozorne istoty, takie jak myszy, ropuchy, zające, kwiaty czy zioła. Świat jej wierszy jest pełen ludzkich i nie-ludzkich spraw, poruszeń i głosów.