Sojusz Lewicy Demokratycznej nadal prowadził swoją kampanię, zmierzającą do „przywrócenia świeckości państwa”, co w praktyce oznacza zamiar usunięcie religii ze sfery publicznej i traktowanie jej jako prywatnej sprawy obywateli. Nie chodzi wyłącznie o ułożenie nowych relacji pomiędzy państwem i kościołem. Takie postulaty lewicy, jak wprowadzenie dopuszczalności aborcji na życzenie kobiety, usunięcie nauki religii ze szkół czy prawne usankcjonowanie związków partnerskich pomiędzy osobami tej samej płci, w przypadku ich spełnienia, zmieniłyby przecież w sposób bardzo istotny relacje pomiędzy sferą wartości moralnych i obyczajowością a systemem prawnym. Ugrupowanie dominujące na polskiej lewicy obecnie w mniejszym stopniu określa swą tożsamość poprzez program społeczno- gospodarczy. To, co przede wszystkim stanowi jego specyfikę to dążenie, aby być w awangardzie przemian obyczajowych i prawnych, których domagają się radykalne środowiska antyklerykalne, feministyczne i homoseksualne.
Ostatnio szczególną niechęć tych środowisk wzbudza minister Elżbieta Radziszewska, pełnomocnik rządu do spraw równego traktowania. Burzę wywołała jej rzeczywiście niefortunna wypowiedź , zwracająca uwagę na seksualną orientację jej oponenta w dyskusji telewizyjnej. Tego pani minister nie powinna robić. Jednak kampania środowisk mniejszości seksualnych, radykalnych feministek i w konsekwencji SLD skierowana przeciwko minister Radziszewskiej nie ogranicza się do tej sprawy. Minister Radziszewska ośmieliła się powiedzieć w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”, że szkoła katolicka ma prawo nie zatrudniać nauczycielki lesbijki! Grzegorz Napieralski w imieniu SLD zażądał dymisji pani minister przy aplauzie sporej części mediów, w tym „Gazety Wyborczej”.
Trudno jest mi oceniać, czy minister Radziszewska jest mocnym punktem ekipy rządowej. Jest jednak dla mnie sprawą oczywistą, że kampania skierowana przeciwko niej wynika z faktu, iż nie podziela ona poglądów i postulatów aktywistów radykalnych środowisk lewicowych, domagających się bezwarunkowej akceptacji dla ich punktu widzenia. W postawie tych rzekomych obrońców tolerancji, najmniej jest właśnie tolerancji. Wyznacznikami nowoczesności stają się dla nich relatywizm moralny i wyrzeczenie się przez państwo preferencyjnego traktowania tradycyjnej rodziny.
Do licytacji z SLD stanął Janusz Palikot, zapowiadający stworzenie własnej partii, która także zamierza walczyć o świeckie państwo, swobodę aborcji, usunięcie religii ze szkół i prawne uznanie homoseksualnych związków partnerskich. Zjazd jego zwolenników w Sali Kongresowej Pałacu Kultury, który odbył się 2 października wzbudził duże zainteresowanie mediów. „W sobotę w Sali Kongresowej powiało świeżością” napisała z aprobatą komentatorka „Gazety Wyborczej” Renata Grochal. Czyżby? Postulaty Janusza Palikota dotyczące relacji państwo- kościół i przywrócenia wolności dokonywania aborcji na życzenie stanowią powtórzenie postulatów sformułowanych wyraźnie wcześniej przez SLD. Za nowość można jedynie uznać to, że Palikotowi udało się przyciągnąć na swoje zgromadzenie 3-4 tysiące ludzi, z aplauzem reagujących na krytykę Kościoła, nierzadko formułowaną w niewybredny sposób.