Gdy zaś wiadomy przewrót doszedł do skutku, piszący highbrows z dnia na dzień zmienili obiekt. Na co? Ach, trauma! Nie zgłębiasz traumy – nie żyjesz, a w każdym razie znikasz z pola widoczności. Stadność życia umysłowego w Polsce zdaje się oczywistością, ale za tytułem Blizny ukrywa się i takie jeszcze rozpoznanie, jakie przed dziesięcioma laty w ankiecie „Odry” umieścił Grzegorz Jankowicz: „Literatura zmienia barwy niektórych obszarów rzeczywistości, dzięki czemu ujawnia ich obecność, pozwala im się zamanifestować, a ostatecznie zająć takie miejsce, w którym i z którego można mówić, będąc słyszalnym”.
Tak, Blizny to książka z wirtuozerią i znawstwem ulokowana w miejscu, w którym się bywa słyszalnym, a zarazem targająca sidła „niektórych obszarów rzeczywistości”, które więżą jej głos. Toteż – co niezaskakujące i nieprzypadkowe – traktuje o Kafce, Sebaldzie, Littelu, Lévinasie, Benjaminie, Agambenie, Perecu, Melville’u, Žižku i innych renomowanych traumomanach i traumologach. Jednak Grzegorz Jankowicz, nie tylko ceniony społecznik, człowiek-instytucja, ale i pisarz-myśliciel, toczy z nimi w swoich esejach pasjonującą walkę o wybicie się na samodzielność, o myśl niespodziewaną a oryginalną. Myśli bowiem, przepuszczając teksty przez własną obnażoną wrażliwość. Nie sposób czytać blizn cudzych, nie nabywając własnych. „Nasz człowiek odcyfrowuje je swymi ranami” (Kafka).
–
Grzegorz Jankowicz
Blizny. Eseje
Wydawnictwo Ossolineum, Wrocław 2019, s. 298