fbpx
Paweł Rogala kwiecień 2012

Dwa razy Kafka

Literatura jest jak obraz niosący znaczenie: pisarz, stojąc z boku wskazuje, przenosi uwagę obserwatora gdzieś indziej i tym sposobem nie zasłania samym sobą tego, na czym mu zależy.

Artykuł z numeru

Medycyna wygrywa z naturą

Medycyna wygrywa z naturą

Franz Kafka ma ostatnio w Polsce dobry czas, który zaczął się od wydania w 2006 r. rozprawy Karla Ericha Grozingera, Kafka a Kabała; następnie otrzymaliśmy nowy przekład Procesu autorstwa Jakuba Ekiera oraz Aforyzmów z Zürau (przekład Artura Szlosarka). Rok 2011 przyniósł ważką antologię komentarzy Nienasycenie z równie ważkiej haartowej serii „Linia Krytyczna”, esej Roberta Calasso, K. oraz studium Łukasza Musiała Kafka. W poszukiwaniu utraconej rzeczywistości. Uzupełniając ów wysyp „kafkalianów”, wspomnijmy Przemianę graną w krakowskim Teatrze Starym, a także coś dla młodzieży średniego pokolenia: Der Prozess, concept album wielce zasłużonego dla polskiej muzyki bigbitowej zespołu Armia.

1

K. Roberta Calasso jest opowieścią osobną i ekscentryczną, nie tyle o pewnym autorze, co o tytułowej personie, wywiedzionej z owego autora prozy, intymistyki oraz cyklu Aforyzmów z Zürau. K. jest też pochodną żmudnego czytania, szukania przepływu poszczególnych i ważnych dla całości dzieła obrazów i słów, badania ich różnych wzajemnych intra- i intertekstualnych odniesień. Opowieść o K., snuta przez – nazwijmy go – C., jest również z jednej strony opowieścią o świecie osobliwego prazmieszania, świecie „wcześniejszym od wszelkich podziałów i nadawanych nazw”, w którym K. przyszło żyć, z drugiej zaś rozprawą o wadze słowa władnego.

Kafkowskie słowa muszą być traktowane poważnie. „Kafki nie można zrozumieć, jeśli nie czyta się go dosłownie”. Weźmy „akta”: sądowe oraz te, którymi zajmują się panowie z Zamku. W opowieści C. przepływają one w etymologiczne „acta”: zapis wszelkich poczynań, skąd blisko już do „archiwum akt, nieprzebranego zapisu karmana – działań”. Weźmy rzeczownik „strona” – w rozdziale IX wspominani są klienci banku, których jego urzędnik, Józef K. nawet nie myśli wezwać do siebie, czyli „wezwać następną stronę”, ingendeine andere Partei. Stroną, Partei, mogą być nie tylko poddani sądowemu procesowi czy interesanci zamkowych kancelistów. Również poczynania („acta”) kafkowskich bohaterów, ofiar poczynań przewyższających ich siły, zadają z kolei cierpienie „stronom” zależnym od nich. Tak oto winę rozpoznajemy z głębokich pokładów języka.

K. to emblemat, Sinnbilder: „obraz” niosący „znaczenie”. C. odkrywa je, przyglądając się rolom i perypetiom kafkowskich bohaterów oraz odczytując kafkowskie wyznania osobiste. Uzyskuje w ten sposób zapis winy egzystencji, doświadczenia dla kafkowskiego świata podstawowego, skrytego za szeregiem postaci oraz narratorów. I wydaje się, że dalekowschodnia karmiczna peregrynacja C. załatwia sprawę (czemuż, zapytajmy rozżaleni, nie do Jerozolimy?), że wszystko jest rozstrzygnięte na niekorzyść, że jedynym doświadczeniem na jakie można liczyć to saturnijska melancholia, kiedy w ostatnim akapicie C. przypomina zapis z Dzienników: „O piękna godzino, mistrzowska równowago, zapuszczony ogrodzie. Wybiegasz z domu i na zakręcie ogrodowej ścieżki biegnie w twoją stronę bogini szczęścia”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się