Czy bycie w Kościele przypomina życie w matrixie? Tak w „Tygodniku Powszechnym” zdaje się sugerować Sebastian Duda w recenzji z Pana książki System kościelny, czyli przewagi pana K.
To jest dobre porównanie. Sam na nie niestety nie wpadłem. Chętnie bym je wykorzystał w mojej pracy.
W jakim sensie system kościelny przypomina filmowy matrix?
Tu i tu mamy do czynienia z narracją, która jest wewnętrznie spójna, a dla osób, które w niej tkwią, tworzy rzeczywistość postrzeganą jako jedyna i prawdziwa. Żyjąc w niej i ją współtworząc, na każdą okoliczność odpowiadają elementami zaczerpniętymi z tej narracji. To jest zupełnie naturalne. Ale gdy patrzymy na system kościelny z zewnątrz, okazuje się światem, który – tak jak matrix – może mieć cechy więzienia.
Czekałem na tę książkę ponad 10 lat” – usłyszałem od dwóch znajomych osób, gdy dowiedziały się o Systemie kościelnym. Tyle czasu minęło od Pana wykładów pt. Uniwersum pierwszych chrześcijan i późniejszej dyskusji (toczonej głównie w „Tygodniku Powszechnym”) na temat możliwości dotarcia do „realnego” Jezusa. Dlaczego od Jezusa przeszedł Pan do analizy „systemu kościelnego”?
Początkowo trudno było mi znaleźć czas, by scalić wykłady o pierwszych chrześcijanach w książkową całość. Zwłaszcza ze względu na dużą liczbę zajęć, które prowadziłem na uniwersytecie. Jednocześnie w ramach Pracowni Pytań Granicznych UAM, razem z moją żoną, zacząłem się zajmować analizą systemową, teorią maszyn społecznych. I na tym tle dostrzegłem możliwość nowego ujęcia tematu. Dlatego kwestie związane z „realnym Jezusem” i „kościelną legendą początków” włączyłem w obręb szerszej książki o systemie kościelnym jako pewnej maszynie społecznej. Jest to podsumowanie moich prac z ostatniego czasu, ale nie ostatni głos w tej sprawie. Prof. Leszek Koczanowicz, recenzent naukowy tej książki, zadał ciekawe pytanie: dlaczego ten system – i jemu podobne – przetrwały tak długo? Chcielibyśmy wspólnie z żoną poświęcić temu zagadnieniu kolejny projekt naukowy i książkę.
Korzysta Pan z metod historycznych i socjologicznych. A czy to jest też książka teologiczna?
Można by tak uznać. Teologia nie musi być teologią wyznaniową – choć w Polsce jest tak rozumiana. Mógłbym się ewentualnie odnaleźć w formule teologii krytycznej. Zasadniczo jednak zdystansowałem się od pracy teologa. Przedstawiam analizę filozoficzno-społeczną zainteresowaną rzeczywistością religijną.
Przez ten czas rzadko występował Pan publicznie jako komentator w sprawach Kościoła. Dlaczego?
Po moich decyzjach o odejściu z kapłaństwa, a potem z Kościoła, przyjąłem dość konsekwentnie zasadę, że nie będę się poza koniecznością wypowiadał w sporach wewnątrzkościelnych. Próbowano mnie do tego namawiać, a nawet stworzyć coś w rodzaju krytycznego wobec Kościoła panelu, takiej „nieświętej trójcy”: Stanisław Obirek, Tadeusz Bartoś i ja. Obaj moi koledzy, z którymi jestem zaprzyjaźniony, chętniej to robią. Znaczenie mają też praktyczne względy: oni mieszkają w Warszawie, są bliżej dużych mediów.