W ostatnich dniach listopada 2011 r. otwarto w warszawskiej Zachęcie wystawę Goshki Macugi Bez tytułu. Przypominała ona o burzliwych wydarzeniach w sztuce polskiej po 1989 r.: atakach na artystów i galerie prezentujące ich prace oraz o próbach wprowadzania cenzury. Artystka wybrała trzy głośne wydarzenia: kontrowersje związane z twórczością Katarzyny Kozyry, poczynając od debiutanckiej Piramidy zwierząt po Święto wiosny; awanturę o Nazistów Piotra Uklańskiego; oraz wystawę jubileuszową Zachęty Uważaj, wychodząc z własnych snów, możesz się znaleźć w cudzych, przygotowaną w 2000 r. przez znanego szwajcarskiego kuratora Haralda Szeemanna z pracą Maurizio Cattelana La nona ora ukazującą Jana Pawła II przygniecionego meteorem. Przypomina także o innych sporach tego czasu: o wystawie Pies w sztuce polskiej w białostockim Arsenale czy tzw. sprawie Doroty Nieznalskiej.
Nowa dekada. Nowa sytuacja?
Wystawa Macugi prowokowała pytanie o sztukę zaangażowaną w ostatnim dwudziestoleciu i o dyskusje na jej temat. Nie tylko ona zresztą. Również ekspozycja Thymós. Sztuka gniewu 1900-2011, pokazywana w ubiegłym roku w toruńskim Centrum Sztuki Współczesnej, była próbą opowiedzenia o polskim gniewie od początku XX w. po dzień dzisiejszy, spojrzenia na ten czas poprzez emocje, namiętności, konflikty, zarówno te niekontrolowane, spontaniczne, wyrastające z buntu, jak i wywoływane czy sterowane przez władze. Najbardziej kontrowersyjną częścią ekspozycji była ta poświęcona III RP z katastrofą smoleńską i wydarzeniami mającymi po niej miejsce. Do pytań prowokowała wreszcie Msza Artura Żmijewskiego, czyli odtworzenie przez artystę liturgii katolickiej w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Każdy jej fragment – modlitwy, śpiewy, czytania, kazanie, nawet udzielanie komunii – zostało tu starannie i z precyzją powtórzone.
Bardzo ciekawa była reakcja publiczności, a przede wszystkim mediów, oraz zmiana tonu dyskusji o sztuce w związku z tymi wydarzeniami. Wystawa w Toruniu obrosła już rozmaitymi polemikami – nieuniknionymi – biorąc pod uwagę jej wydźwięk, i zaproponowane przez jej kuratora Kazimierza Piotrowskiego odczytanie poszczególnych prac oraz jego opinie na temat niedawnych wydarzeń. Nikt jednak nie nawoływał do zamknięcia ekspozycji (mimo że część artystów uznała się za zmanipulowanych i zażądała usunięcia swych prac z sal CSW). Wokół Mszy trwała może nie najbardziej pasjonująca, ale dość rzeczowa dyskusja, prezentująca bardzo rożne stanowiska. Nawet Tomasz Terlikowski – zawsze zasadniczo krytyczny wobec współczesności – pisał na swoim blogu: „Z pomysłu, by zainscenizować na deskach teatru Mszę świętą można się natrząsać. (…) Można się oburzać, że to jednak naruszanie pewnego tabu. Ale można też zastanowić się nad tym, co takiego skłania lewicującego artystę do przenoszenia rytuału religijnego na deski teatru”. Wystawę Goshki Macugi komplementowano, choć też trochę przemilczano to, co tak wyraźnie pokazywała sama artystka: wyparcie z pamięci wstydliwych wydarzeń wokół sztuki w ostatnich dwóch dekadach. Miejsce ostrych ataków zajęła propozycja rozmowy.