fbpx
Mateusz Burzyk

Kilka pytań i odpowiedzi w sprawie Theodore’a McCarricka, Jana Pawła II i kard. Stanisława Dziwisza

Wyjaśnienie związków kard. Dziwisza z największymi skandalami seksualnymi Kościoła jest nieodzowne. Katoliccy wierni – i nie tylko oni – muszą się tego głośno domagać.

Czytaj także

Dominika Kozłowska

Zabijanie Boga

10 listopada ukazał się na stronach Stolicy Apostolskiej raport ws. Theodore’a McCarricka, byłego kardynała, metropolity Waszyngtonu, wpływowego w skali świata duchownego, który po uznaniu w 2019 r. przez Kongregację Nauki Wiary za winnego molestowania nieletnich i dorosłych został wydalony ze stanu kapłańskiego. Kluczowa z polskiego punktu widzenia zawartość tego dokumentu, a więc wiedza Jana Pawła II przy awansowaniu Amerykanina i rola, jaką odegrał przy tym kard. Stanisław Dziwisz, została już w mediach zrelacjonowana. Rzetelnie dokonał tego choćby Sebastian Klauziński z OKO.press czy dziennikarz „Tygodnika Powszechnego” Edward Augustyn w Raporcie o stanie Kościoła.

Informacje, które przyniósł raport, skłaniają, by porzucić pytanie: „Czy papież miał pojęcie o skandalach seksualnych w Kościele?”, na rzecz pytania: „Jak dużo wiedział?”. Jasne jest, że nie tyle, ile my dzisiaj – o tym trzeba pamiętać. W sprawie McCarricka dotarły do niego straszne plotki, Jan Paweł II kazał je zbadać, rezultaty, jakie otrzymał z tego „śledztwa” były mizerne, a wręcz korzystne dla McCarricka, i choć pierwotnie prawdopodobnie przezornie nie powierzył mu władzy biskupiej w Nowym Jorku, to ostatecznie, nominując go na metropolitę Waszyngtonu i kardynała, uznał te oskarżenia za kalumnie. Na podstawie przedstawionego opinii publicznej raportu nie można stwierdzić, że Jan Paweł II po cichu, ale świadomie tolerował pedofilię. Jako zwierzchnik Kościoła jest jednak za decyzje podjęte wobec McCarricka w pełni odpowiedzialny.

Polityka personalna zdecydowanie nie była jego mocną stroną. Koronnym na to dowodem zdaje się trzymanie przy sobie przez wszystkie lata pontyfikatu Stanisława Dziwisza.

Przedstawiony raport jest bezprecedensowy m.in. ze względu na rozpiętość udostępnionych od razu publicznie materiałów. Mój sceptycyzm wzbudzają jednak te fragmenty, gdzie po niewygodnych dla papieża faktach natychmiast pojawia się trop, który pozwala go nam usprawiedliwić. Dotyczy to np. sugestii, że niedowierzanie przez Jana Pawła II oskarżeniom wobec duchownych miało swoje źródło w doświadczeniu komunistycznym, a więc zarzutach preparowanych przez SB wobec polskiego kleru. Być może to prawda, ale podczas lektury raportu miałem wrażenie, że sugestia ta pełni funkcję eliminowania niepewności i kierowania uwagą czytelnika, próbuje zapobiec, by w jego głowie pojawiła się inna interpretacja.

Raport wpłynie niewątpliwie na zmianę postrzegania Jana Pawła II. Nie będzie ono już tak cukierkowe i bezkrytyczne, w czym dostrzegam akurat same pozytywy.

***

Po reportażu Don Stanislao, emitowanym w tym tygodniu na antenie TVN24, gorącym tematem w Polsce stała się rola, jaką w tuszowaniu skandali seksualnych odegrał kard. Stanisław Dziwisz. W mediach powtarza się, że jego nazwisko pojawia się w raporcie nt. McCarricka blisko 50 razy. Znacznie mnie jest jednak kontekstów, w których były sekretarz Jana Pawła II zostaje wymieniony. Dominuje jeden: chodzi o wysłany przez McCarricka do Dziwisza list, który okazał się decydujący dla ostatniego awansu Amerykanina. Nie ma w raporcie żadnych nielegalnych czy gorszących działań, na których Dziwisz zostałby przyłapany. Trudno robić też sensację z faktu, że McCarrick zwracał się do niego zdrobniale per „Monsignor Stan” czy „Monsignor Stash”. Po prostu znali się od 1976 r., kiedy Wojtyła był ze swym asystentem w podróży po USA w związku z trwającym tam wówczas Międzynarodowym Kongresem Eucharystycznym.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się