Dziesięć lat temu miałam sposobność przeprowadzić wywiad rzekę z Ewą Błaszczyk, której córka w wieku 6 lat uległa wypadkowi i zapadła w śpiączkę. Ewa powiedziała mi wtedy: „To się może zdarzyć każdemu”. Wiedziałam, rzecz jasna, że ma rację. Przecież co rusz słyszy się o podobnych zdarzeniach. A jednak wychodziłam z domu Ewy i już po kilkunastu krokach oddychałam z ulgą. Budziłam się ze złego snu. Tak, bolała mnie myśl, że ona się nie obudzi. Nazywałam to empatią. Ale uczucie wszechogarniającej ulgi było silniejsze niż wszystko inne. Tak to w każdym razie zapamiętałam.
Byłam już wtedy mężatką, wkrótce miałam zajść w ciążę z pierwszym dzieckiem.
Przez ponad rok rozmów o Oli Janczarskiej wielokrotnie pytałam Ewę: „Co czujesz teraz? Co czułaś wtedy? Co zrobiłaś, kiedy się dowiedziałaś?”, ale ani razu nie zapytałam siebie samej: „Co ja bym zrobiła, gdybym miała chore dziecko?”. Odpowiedź wydawała mi się zbyt trudna i dlatego unikałam pytania. Mogłam sobie na to pozwolić. Ewa nie.
Dziewięć miesięcy oczekiwania na pierwszy poród minęło bez poważnych kłopotów, choć nie bez lęków. Ich treść sprowadzić zaś można by do zaklęcia: „Oby wszystko było w porządku”. Takie czarowanie rzeczywistości nie bierze się jednak wcale z założenia, że coś naprawdę może pójść nie tak. I w gruncie rzeczy niewiele ma wspólnego z pytaniem: „Co zrobię, jeśli coś pójdzie nie tak?”. To rodzaj magicznej czynności. Bo przecież wiadomo, że moje dziecko urodzi się zdrowe.
I tak w istocie było.
Dlatego trzy lata później z dużo większym spokojem czekałam na drugi poród. Mikołaj urodził się o czasie, dostał 8 punktów w skali Apgar. „Naprawdę nie ma się czym martwić” – powiedział neonatolog. Początkowo się nie martwiliśmy. Po dwóch miesiącach zaczęłam się orientować, że rozwój naszego syna nie jest całkiem prawidłowy. W kolejnych miesiącach zmartwień zaczęło przybywać i rozpoczęliśmy proces diagnozy, zakończony trzy lata później rozpoznaniem rzadkiego zespołu genetycznego. W pierwszym okresie narastającego niepokoju, kiedy pytania: „Czy będzie chodził?”, „Czy będzie mówił?”, „Jaki będzie?”, pozostawały bez odpowiedzi, nie wiadomo skąd w mojej głowie pojawiło się tamto zdanie: „To może się zdarzyć każdemu”. Po raz pierwszy zrozumiałam, co właściwie ono znaczy. I dlaczego zostało powiedziane do mnie.
Dusza. Między teologią a medycyną
W jednym z numerów miesięcznika „Znak” zatytułowanym: Czy mamy jeszcze duszę?, filozof Piotr Augustyniak napisał: „Pytać o duszę to pytać o zagadkę życia, której źródłem jest śmierć, to mierzyć się ze śmiercią – jej nieuchronnością, która stawia życie pod znakiem zapytania”. Tym razem pytanie dotyczy życia. Parafrazując zatem powyższy cytat, można by powiedzieć: pytać o zagadkę życia, której źródłem jest śmierć, to pytać o duszę. Gdzie jest moja dusza? Tam, gdzie moje życie. A życie tam, gdzie dusza. Dusza, źródło i zasada życia.