Czym jest solastalgia?
W badaniach mówi się o całej gamie emocji oraz przeżyć płynących ze świadomości strat wywołanych przez ludzkie ingerencje zagrażające środowiskom przyrodniczym. Pewien rodzaj nostalgii za światem stosunkowo nienaruszonych ekosystemów australijski filozof Glenn Albrecht nazwał właśnie solastalgią – neologizmem, który ma wyrażać emocjonalny lub egzystencjalny niepokój spowodowany zmianami środowiskowymi.
To, że ludzie postrzegają zmiany klimatu jako indywidualne, wręcz osobiste, doświadczenie, staje się powszechne na całym świecie. Mówią o tym przedstawiciele kultur rdzennych, mieszkańcy Europy, USA, miast czy wsi. Solastalgia to uczucie bliskie również Polakom, którzy w badaniach deklarują duże przywiązanie do krajobrazu naturalnego. Moja studentka, przygotowując pracę dyplomową, rozmawia teraz z seniorami, pytając ich o percepcję zmian klimatu. W ich wypowiedziach sporo jest konkretu, tęsknoty za miejscami, które zostały zdewastowane przez człowieka. Bo przestrzeni, w które od cywilizacji można uciec choćby iluzorycznie, jest coraz mniej.
Jakie są tego konsekwencje?
Dostęp do świata przyrody staje się dobrem luksusowym. Z jednej strony jest on w pewnym sensie wyznacznikiem przynależności do wyższej klasy społecznej, bo nawet na polskim rynku nieruchomości bliskość zieleni wiąże się z większymi kosztami mieszkania, a z drugiej – wyraźnie przekłada się na zdrowie psychiczne. Badania przeprowadzone w zeszłym roku w Lipsku pokazały, że im więcej starych drzew znajduje się w okolicy, tym mniejsze prawdopodobieństwo zachorowania na depresję. Oczywiście na ten wynik wpływ ma również parę innych czynników, ale finalnie przebija z niego stara prawda – przyroda jest bardzo dobroczynna, niezbędna dla naszego zdrowia, a jednocześnie łatwo ją reglamentować. Musimy jednocześnie pamiętać, że tempo zmiany klimatycznej jest czymś bezprecedensowym i ekosystemy nie są w stanie się do niej przystosować. Dobrym przykładem są polskie lasy. Kiedy zmieniają się strefy klimatyczne, to drzewa zaczynają rosnąć poza swoim optimum. Tym samym dla sosny i świerka w Polsce robi się za sucho i za ciepło. Gdyby ta zmiana trwała 5 tys. lat, to ten las przekształciłby się płynnie w las właściwy innej strefie klimatycznej. Lecz zmiana przebiega za szybko. Osłabione i wyschnięte drzewa albo zostaną zjedzone przez owady, albo powalone przez pierwszy większy wiatr, albo strawione przez pożary. Trzeba pamiętać, że kryzys klimatyczny to nie tylko cierpienie ludzi, ale też zwierząt, które nie potrafią się zaadaptować. Oprócz niego mamy jeszcze jeden kryzys, związany z bioróżnorodnością, bo w szybkim tempie wymierają gatunki. Konsekwencje są takie, że być może w przyszłości czekają nas konflikty o dostęp do przyrody, której jest coraz mniej.
Pani się tego boi?
Chyba tak, trochę się boję. Ale jest to racjonalny, uzasadniony strach. Zmiana klimatu niesie z sobą wielorakie konsekwencje i istnieją rzeczywiste powody, żeby obawiać się o przyszłość. Pewien poziom lęku, w obliczu tego, co wiemy o zmianie klimatu, jest adekwatny. Zawsze powtarzam, że strach ma charakter adaptacyjny.