Dla kogo będzie biografia Okudżawy Dmitrija Bykowa? Dla urodzonych w latach 40. lub 50. XX w.? Dla tych, którzy w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma przed pandemią odprawiali inteligenckie misteria wsłuchani w znane na pamięć wspaniałe muzyczne aranżacje kultowych wierszy rosyjskiego poety? A każdy z takich okudżawowskich koncertów w Polsce od 30 lat przywołuje ten jeden, bodaj najsłynniejszy, wrocławski, z 1991 r. A może to biografia dla tych młodszych, urodzonych już po transformacji ustrojowej, dla których znakomitą propozycją muzyczną może być wydana w 2019 r. płyta zespołu Piramidy Majster Bułat?
A może to recenzja dla tego kilkulatka, który w początkach lat 80. XX w. uczył się nakładać na rodzicielski adapter winylową płytę? Na jej ciemnej okładce mężczyzna w białej koszuli; płyta nie miała jeszcze żadnych rys, nie powtarzała w skończoną nieskończoność żadnego z wyśpiewanych półsłówek. Chłopiec wiedział, jakim utrapieniem potrafi być czarny kot w sieni, jak ten rządzący domostwem babki, domem z czerwonej cegły na ziemiach zwanych odzyskanymi. I wiedział już, że – gorzka to prawda – „słodkich pierniczków dla wszystkich nie starczy i tak”. Bolał nad losem papierowego żołnierzyka i podziwiał jego męstwo; próbował zrozumieć smutek kobiety śpiewającej: „Wy jeszcze nie wiecie, co komu pisane i kto będzie żył”.
Z czasem i on się dowiedział, że są na tej płycie o wiele większe, radosne i smutne prawdy. Wszak Bułat Okudżawa dla kilku pokoleń zasłuchanych w poezję śpiewaną był / jest świeckim psychopompem, przenoszącym dusze zmęczone ciężarem ludzkich sprawek, błotem złych i nijakich czasów w nieco lepszy świat marzeń, tęsknot i stonowanej, choć gryzącej niekiedy ironii.
Z łagodnością, jakiej nie miał dla siebie i innych Włodzimierz Wysocki, Okudżawa, obywatel Związku Radzieckiego, na ogół podejrzany, choć nie dysydent, wręczał swoim słuchaczom i słuchaczkom paszporty do zupełnie innego świata, czystszego o wiele tonów od tego, w którym trzeba było żyć pośród licznych pieczątek, jeszcze liczniejszych donosicieli i bylejakości ukrywanej lepiej lub gorzej pod czerwonym płótnem. Ale nie aż tak łatwo jest złamać człowieka, gdy chce się uratować – ratował więc Okudżawa i siebie, i innych, zabierając pasażerów na pokład Ostatniego trolejbusa, jadącego i przez życiową, i przez moskiewską noc.
Artysta na tle epoki
Okudżawa. życie, piosenki, legenda uznanego rosyjskiego pisarza, autora niepokojącego dystopijnego ŻD, nie jest bezduszną wiwisekcją poety, choć skrupulatnie analizowany jest tam wiersz za wierszem – a część dotąd nieznanych. W dzisiejszych czasach pan Bułat byłby niezłym tematem dla brukowej prasy – ze swoimi miłościami, romansami, miłostkami. Zamiast weryzmu obecnych tabloidowych skandali zostały po nim Trzy miłości, z których trzecia „jak tchórz / W drzwiach przekręca klucz / I walizkę ma spakowaną już”, i dyskretne aluzje w Pożegnaniu z Polską, utworze dla Agnieszki Osieckiej. Bykow wprost szydzi z tych, którzy – jak pisze – zajrzeli do jego książki tylko po to, by sprawdzić to jedno: „zdradził czy nie zdradził”. Jednocześnie biograf jest z nami szczery: dramaty i tragedie życiowe Okudżawy i jego bliskich, nie tylko związane z wielką historią, ale i z ludzką słabością oraz małością, ukazane są jak na dłoni. Zdumiewa, że poeta ocalił swoją sztukę i siebie pośród złych losów i złej władzy.