Urodzony w 1968 r. brytyjski artysta znany jest przede wszystkim z satyrycznych rysunków tuszem sprawiających wrażenie właśnie wyrwanych ze szkicownika. Surowe, bezpretensjonalne prace opatrzone są zwykle odręcznymi podpisami. Są one niczym cytaty z przypadkowo zasłyszanych rozmów lub myśli pojawiające się znienacka w głowie pomiędzy codziennymi czynnościami. Charakterystyczne połączenie obrazu ze słowem u Davida Shrigleya ujawnia jego ponadprzeciętną wrażliwość, kreatywność i poczucie humoru. Jego prace bywają przejmujące lub do głębi zabawne, zawsze są inteligentne i krnąbrne. Nie wprost, lecz mimo to celnie komentują zarówno sprawy fundamentalne, jak i codzienne. Na jednym z niezliczonych rysunków uchwycił zdumione miny kilku osób zaglądających do książki zatytułowanej Basic facts.
Jest artystą multidyscyplinarnym i niezwykle produktywnym. Tworzy cyfrowe animacje rysunkowe, rzeźby i instalacje, często współpracuje z muzykami, maluje, fotografuje. Do jego najbardziej znanych prac należą wielkie nadmuchiwane łabędzie ze schematycznym uśmiechem czy wypchany kot z transparentem „I’M DEAD”. Rzeźba Really good przedstawiająca dwa skierowane w górę kciuki o wydłużonych proporcjach przez trzy lata (2016–2018) stała na Trafalgar Square w Londynie. Jego prace znajdują się w zbiorach muzeów na całym świecie od MOMA w Nowym Jorku, przez TATE Modern w Londynie, Pinakothek der Moderne w Monachium czy National Gallery of Victoria w Melbourne. Praca, którą wybrałam do tego numeru, to linoryt, którego odbitki w nakładzie 30 egzemplarzy dostępne były niedawno w galerii Schäfer Grafik w Kopenhadze, z którą regularnie współpracuje artysta.
„Niektórych części brakuje, musimy się nauczyć żyć bez nich”. Są tacy, którzy omijają te puste miejsca, inni z kolei próbują je wypełnić. A jak ty, czytelniczko / czytelniku, sobie radzisz?