Czego szuka Pani w literaturze?
Szukam czegoś innego, nieznanego, obcego. Gdy ktoś inaczej nazywa i przeżywa to, co znam, albo wrzuca mnie w zupełnie nieoczywistą siatkę pojęć – cieszę się. To samo dotyczy wnikania np. w inne kultury. Odkrywanie ich przez książki wydarza się w jakimś dziwnym, intymnym procesie, kiedy jest się bardzo blisko tej inności. Może to odległość oczu od liter sprawia, że mam takie wrażenie. Drugi aspekt, chyba wcale nieoderwany od pierwszego, to język. Chciałabym czytać książki, w których język wytrąca mnie z przyzwyczajeń, wymaga czegoś ode mnie.
W jaki sposób Pani pracuje?
Piszę bardzo powoli. Nie mam rozmachu, raczej drobię, cyzeluję. Na początku mam zazwyczaj tylko prosty pomysł albo temat. Koncepcja powstaje razem z pierwszymi akapitami. Buduję zdania i jeszcze nie wiem, czy ich użyję, ale może otworzą mi jakiś ciekawy kierunek. Język jest dla mnie fabułotwórczy. Później, żeby to wszystko ze sobą połączyć, zazwyczaj łamię sobie głowę nad stertą karteczek i notatek. Najczęściej pisaniu towarzyszy czytanie – czy to źródeł, czy książek niezwiązanych z moim tematem. Czytanie działa na mnie jak glukoza.
Czytaj także
Rakietą do nieba
Co najchętniej Pani czyta?
Od lat trzymam się nieco chorobliwie sytemu: jedna książka z klasyki / jedna współczesna. Czytałam więc ostatnio Golema XIV Stanisława Lema i Tylko góry będą ci przyjaciółmi Behrouza Boocaniego. Jestem bardzo głodna różnych stylistyk, więc chętniej sięgam po autorów i autorki, których książek dotąd nie znałam. Pewnym wyjątkiem jest Ida Linde. Odkąd zetknęłam się z jej pisarstwem, chciałabym, żeby inne książki robiły ze mną to, co robi jej proza.
Jaką funkcję może współcześnie spełniać / spełnia literatura?
Wydaje mi się, że literatura może oddawać głos niesłyszanym – i w dużej mierze to robi.