David Sim, architekt i urbanista, przez lata przyglądał się funkcjonowaniu różnych miast, prowadził badania i przy okazji odbył setki rozmów z ich mieszkańcami. Celem było znalezienie jak najlepszych rozwiązań projektowych do budowania nowych obiektów, ale też równolegle zajęcie się usprawnieniem i polepszeniem funkcjonowania obecnych przestrzeni miejskich. W myśl zasady, że często zamiast budowania nowego na zgliszczach starego, lepiej popracować nad przywróceniem życia temu, co zamierało.
I tu na scenę wkracza słowo klucz tej pozycji: poczucie sprawczości. Zarówno za projektami przyszłości, jak i rewitalizacją zastanych przestrzeni stoją mieszkańcy miast. To ich działania i uwzględniane potrzeby decydują o formie, którą przyjmie miasto. Włączenie mieszkańców w początkowy etap planowania przestrzennego, ich stały nadzór nad realizacją, konsultacje – tego zdaniem Sima potrzebujemy szczególnie. Także przy usprawnianiu już istniejących kwartałów mieszkalnych.
Drugim niezbędnym elementem udanego planowania jest obserwacja. To na niej oparte są najbanalniejsze, ale – jak się okazuje – najistotniejsze zmiany polepszające życie w mieście. Zazielenianie, tworzenie przestrzeni wspólnych (podwórka, parki, „udomawianie” placów i ulic). Przede wszystkim jednak sensowne dogęszczanie. To jedno z najważniejszych wyzwań obecnych realiów miejskich. W wyniku tych działań możemy uzyskać tak potrzebne w mieście różnorodność i przyjazny mikroklimat.
„Miasto dobrze zaprojektowane, to takie w którym zarówno ośmiolatek, jak i osiemdziesięciolatek czują się dobrze”. Te słowa innego urbanisty Jana Gehla to rdzeń idei Miasta życzliwego. Miasto powinno być tworem przyjaznym dla wszystkich. A nie będzie tak, dopóki projektowane jest w oderwaniu od realnych potrzeb mieszkańców. Przywiązanie do idei ciągłego wzrostu i pędu wydaje się już niebezpieczne. Zewsząd dochodzą głosy o potrzebie zwolnienia, może nawet cofnięcia się. Nie chodzi o regres, lecz raczej o znalezienie kojącego środka na obecne bolączki. Według Sima rozwiązaniem byłoby odejście od patrzenia na miasto jak na wyizolowane, wielkoskalowe, rozproszone kwartały, a zwrócenie się w stronę wielofunkcyjnych, różnorodnych, zwartych i tworzonych z myślą o ludzkiej skali budynkach.
W tak projektowanym mieście możemy realizować zarówno potrzebę prywatności, jak i socjalizacji. Dodając do tego poczucie kontroli i przynależności do miejsca, otrzymujemy przepis na miasto życzliwe. Nie zaszkodzi wprowadzić trochę nieporządku w postaci niekontrolowanej nadmiernie zieleni, co architekt Klas Tham nazywa „bogatszym porządkiem”. Może brzmi trochę jak wytarty bon mot, ale trudno odmówić temu słuszności.
Bogactwo przykładów, różnorodność perspektyw i ujęć danego zagadnienia, a także rozmach strony graficznej i plansz urbanistycznych składają się na encyklopedyczny potencjał Miasta życzliwego. Nie jest to zarzut i nie należy mylić tej pozycji z jakimś nudnym kompendium. Jej kompaktowość to raczej zachęta, by na lekturę skusili się zarówno architekci, urbaniści, jak i urzędnicy oraz zwykli mieszkańcy miast. Ci ostatni może szczególnie.