Książka jest katalogiem apokalips uporządkowanych jak dobre archiwum: są święte księgi, jest katastrofa klimatyczna i inwazje potworów z kosmosu. Widzami są ostatni ludzie, a zwłaszcza ostatnie dzieci – to niekiedy my, innym razem nasi potomni, lecz także ci, którzy będąc przed nami, zadawali podobne pytania, co po końcu, jakby kres był tylko furtką do tajemniczego „dalej”. Książkę wypełniają memy, seriale, gry komputerowe i klasyka literatury – kod kulturowy znajomy dla czytelników, którym powtarzano, że koniec historii mamy już za sobą.
Autor przeplata ze sobą liczne wątki, ukazując mozaikę, jaką dostarczył eschatologicznie płodny wiek XX. Nie powinno to nikogo dziwić – dwie wojny światowe, życie w cieniu konfliktu atomowego, a to wszystko na bieżąco relacjonowane przez maszynę medialną i zwieńczone ryzykiem dnia, w którym padną komputery. Te strachy prowadziły i nadal prowadzą do ucieczki w literaturę i film, wszak sztuka pozwala radzić sobie z końcem, czyniąc z niego zaledwie obraz wyobraźni. Tyle już kresów w kinie widziałem, o tylu czytałem, że każdy wyrok przyjmę twardy.
Gdy wybrzmiewa koda książki Jakubowiaka, koniec staje się realny. Nie ma w niej apokaliptycznych ogni, jest surowość szpitala. Nie odzywa się siedem trąb, lecz głos łamiący, po którym nie padnie więcej słów. Prawdziwego końca wymyślać nie trzeba, ma miejsce wraz z ostatnim oddechem.
–
Maciej Jakubowiak
Ostatni ludzie. Wymyślanie końca świata
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021, s. 304