Tylko że ja nie mogę znaleźć pana rezerwacji – mówi i uśmiecha się zakłopotana.
Gdyby to było wczoraj, może bym się tym nawet przejął, ale ja właśnie wyjeżdżam – wyspałem się tu, zjadłem śniadanie, ruszam dalej w drogę. Tylko jeszcze muszę zapłacić, wziąć fakturę za pobyt.
– Proszę przeliterować nazwisko.
Stukot plastikowych klawiszy. Nie ma.
– A może ma pan gdzieś numer tej rezerwacji?
Teraz ja stukam w telefon, jeszcze chwila i już śmieję się sam z siebie. To nie ten pensjonat. Przejechałem wczoraj sto kilometrów pod wiatr, dotarłem wieczorem, ledwo żywy. Ciemno już było. Pomyliłem ulice. Powiedziałem w recepcji, że mam tu rezerwację, dali mi klucz, formalności jutro. Śmiejemy się z tego.
– Moja strata – mówię.
– Raczej korzyść – dodaje ona całkiem poważnie. – Nasz budynek jest naprawdę z cegły. Tamten jest nią tylko obłożony.
Tego to się nie spodziewałem. Z drugiej strony od dwóch lat jeżdżę po tej ceglanej krainie. W końcu musiałem trafić na kogoś, kto cegłę wyznaje. Może nawet zdarzyło się to dość późno.
Na Ziemiach Zachodnich i Północnych cegła jest takim samym budulcem krajobrazu jak wzgórza, jeziora, rzeki i lasy.
Czasami mam wręcz wrażenie, że umiem przewidzieć, co zaraz zobaczę za zakrętem. Gdy jadę w dół brukowaną drogą gdzieś za Bydgoszczą albo pod Świdwinem, albo między Olsztynem a Olsztynkiem, to czuję, niemal wiem, że za chwilę zobaczę mostek, a potem droga skręci ostro w prawo, opowiadając rzeźbę terenu. I w tym zaklęśnięciu będzie stał czerwony, ceglany dom.
Zaczęli od wykopania wielkiej dziury w ziemi. Pisząc: wielka, mam na myśli: przeogromna. Tydzień po tygodniu, przy okazji regularnych wypadów po pieczywo zerkałem przez okienko dla ciekawskich umieszczone w jednym z segmentów ogrodzenia, by zobaczyć, jaki postęp uczyniły gigantyczne maszyny – pisze Mark Miodownik w jednym z esejów zawartych w książce W rzeczy samej. – Tym, co wydobywały, była glina – materiał nanoszony przez Tamizę od tysięcy lat. Ta sama gęsta glina, z której wypalano cegły do budowy domów i magazynów tworzących miejską tkankę Londynu”.
Dziura w ziemi, którą podglądał Miodownik, to wykop fundamentowy pod budowę nowej (w tamtym czasie) ikony Londynu – wysokościowca The Shard. Gdy cała glina z wykopu została skrupulatnie usunięta, wlano do niego beton. Miodownik przygląda się budowie najwyższego wieżowca w Europie z dachu swojej kamienicy, na ceglanym (sic!) kominie zaznacza postępy konstruktorów, snując jednocześnie refleksje nad właściwościami betonu.