Blatów nie mogą zbyt głęboko szlifować, żeby nie zetrzeć z nich historii. Zabezpiecza się je żywicą, spod której widać grypsy i „limo”, czyli więzienny wizjer. W miejscu klapy do podawania jedzenia montują donicę z drzewkiem oliwnym.
W pracowni MiserArt na wrocławskim Nadodrzu drzwi z dawnego aresztu śledczego przerabiane są na artystyczne stoły-ogrody. To tylko jedna z wielu rzeczy, którymi zajmuje się jej zespół. W większości złożony z osób, które doświadczyły bezdomności.
Andrzej Ptak, prezes Fundacji Homo Sacer, pracuje z nimi od niemal 40 lat. – Bywałem w wielu placówkach pomocowych i widziałem, że panująca tam estetyka deprecjonuje podopiecznych. Prace, jakie im proponowano, były mało płatne i niezbyt wdzięczne. Chciałem stworzyć miejsce, które pomoże tym ludziom uwolnić się od etykietki bezdomnych, wzmocni ich poczucie wartości, wyrwie z wyobcowania, w które wpędziło ich życie na ulicy.
Siedem lat temu powołał do życia MiserArt. Sami wyremontowali zaniedbany pustostan. – Nie chodziło o to, by to miejsce całkowicie odnowić, ale wydobyć jego historię, doświadczenia i nadać mu szlachetność. Powstają tu charakterystyczne stoły-ogrody, ale miejsce funkcjonuje również jako sala koncertowa, galeria sztuki, przestrzeń warsztatowa.
– Gdy żyjesz na ulicy, myślisz tylko o tym, co dzisiaj, jak przetrwać kolejny dzień. „Jutro” jest puste. W MiserArt chcemy to odczarować. „Jutro będziemy szlifować drzwi, upieczemy chleb, rozwieziemy jedzenie potrzebującym”. Tworzymy tu „jutro”, na które się czeka.
fot. Tomek Kaczor
Andrzej Ptak jest prezesem Fundacji Homo Sacer. Swoją pracę z osobami w kryzysie bezdomności rozpoczął jeszcze w liceum, kiedy postanowił zamieszkać w pierwszym polskim schronisku dla bezdomnych i przez siedem był w nim wolontariuszem. W 2014 r. przy wsparciu Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta rozpoczął autorski eksperyment społeczny pod nazwą MiserArt.
fot. Tomek Kaczor
Przy drzwiach zakładu karnego przerobionych na blat stołu-ogrodu gromadzą się na spotkania. Każdy dzień MiserArt rozpoczyna od wspólnej rozmowy przy stole.
fot. Tomek Kaczor
Początkowo myśleli, że w budynku, do którego się wprowadzili, była dawniej piekarnia. To zainspirowało ich do wypiekania tam własnego chleba. Dopiero później, kiedy w starej oficynie przy Cybulskiego zaczęły powstawać stoły-ogrody, dowiedzieli się, że w 1876 r. funkcjonowała tam fabryka mebli.