Pierwszy ukraiński numer „Znaku” miał się ukazać w sierpniu 1984 r. i liczyć ponad 400 stron. Ówczesna redakcja planowała, że będzie on próbą przezwyciężenia wzajemnych uprzedzeń i resentymentów Polaków i Ukraińców. Był to numer, który spotkał się z najsurowszą ingerencją cenzury w naszej historii. Dziewięć spośród zaplanowanych do niego tekstów usunięto w całości, w innych dokonano znaczących ingerencji i nakazano rozbić je na trzy bloki, niszcząc doszczętnie koncepcję numeru monograficznego. Jakby tego było mało, „Znak” otrzymał wówczas groźbę cofnięcia koncesji wydawniczej ze względu na niewłaściwą linię redakcyjną. Widać, jak bardzo niechciany był to wówczas temat.
Czytaj także
Dlaczego nie przejmowałam się wojną w Ukrainie?
Dziś znajdujemy się szczęśliwie w innej sytuacji. Nie tylko swobodnie piszemy o Ukrainie, ale też jesteśmy świadkami epokowego zaangażowania Polek i Polaków na rzecz sąsiadów ze Wschodu. Uczestniczenie i obserwowanie tego obywatelskiego zrywu jest niezwykle budujące. Jednak słowo „szczęśliwie” zapisałam z wielkim trudem, bo wspólnie z Ukraińcami i Ukrainkami przeżywamy niepokój i strach związane z brutalną rosyjską agresją. Uznaliśmy, że najlepszą na nie odpowiedzią ze strony pisma kulturalno-społecznego będzie takie przeorganizowanie naszych planów wydawniczych, by oddać łamy numeru ukraińskim autorom i autorkom – zarówno w tekstach, jak i w grafice.
Gdy mają ograniczone możliwości druku we własnym kraju, ich głos powinien wybrzmiewać z kart „Znaku”.
Zgromadziliśmy kilkanaście ukraińskich tekstów oraz wywiadów. Publikujemy wypowiedzi m.in. ewakuowanego spod Kijowa Wołodymyra Rafiejenki, uciekających ze stolicy Kateryny Babkiny i Sofiji Andruchowycz, a także jej ojca Jurija z Iwano-Frankiwska oraz Wiktorii Ameliny i Jarosława Hrycaka ze Lwowa. Prezentujemy też literackie rodowody czołowych współczesnych pisarzy i pisarek z Ukrainy oraz najważniejsze tendencje w jej XX-wiecznej sztuce. Do graficznej oprawy numeru zaprosiliśmy trzech tamtejszych ilustratorów. Jeden z nich, mieszkający w Odessie, napisał do nas tak: „Mogę rysować tylko wtedy, gdy nie ma bombardowań. Dlatego nie jestem w stanie zagwarantować, że zdążę przed terminem druku. Ale zrobię, co w mojej mocy”. Takie wiadomości są niezwykle poruszające, a jednocześnie uświadamiają, że praca twórcza może stanowić rodzaj oporu wobec agresora, który chce zanegować także naszą kulturę. Musimy jej solidarnie bronić.
Wielkie wrażenie zrobił też na mnie fotoreportaż Tomasza Kaczora o działalności warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej – osób, które od lat znam i podziwiam za konsekwencję w działaniach oraz niesłabnące zaangażowanie społeczne. Wolontariusze KIK-u pomagają i towarzyszą uchodźcom zarówno z Ukrainy, jak i tym z pogranicza polsko-białoruskiego, prowadząc tam punkt interwencyjny. Tak jak oni nie mogę pogodzić się z podziałem uchodźców na lepszych i gorszych. Wrogość okazywana zwłaszcza przez służby państwowe uciekającym z Syrii i Afganistanu jest nieludzka. Z wdzięcznością myślę więc o wszystkich, którzy konkretnie angażują się na ich rzecz, i mam nadzieję, że doświadczenie pomocy Ukrainkom i Ukraińcom otworzy nas także na innych potrzebujących, dodając nam wszystkim odwagi, by przezwyciężyć kolejne szkodliwe podziały i stereotypy.