Rosyjski Kościół Prawosławny nigdy nie był monolitem, choć bardzo starano się podtrzymać mit jedności Cerkwi. Zarówno w okresie sowieckim, jak i postsowieckim mistycznej jedności zawsze musiała towarzyszyć jedność ideologiczna. Patriarcha Cyryl, odkąd przejął cerkiewne zwierzchnictwo, domagał się tego szczególnie stanowczo. Po bezwzględne środki sięgał również wtedy, kiedy próbował ustrzec jedność geograficzną wspólnoty – uważając, że wszystkie kraje dawnego bloku sowieckiego powinny uznawać jego prymat, choć przyznawał im też pewien (jednym mniejszy, drugim większy) zakres wolności w podejmowaniu decyzji.
Do niedawna można było przyrównać rosyjską Cerkiew do „odświętnego kulebiaka” – nadzianego najróżniejszymi grupami, które się nawzajem nie znosiły, i zajmowały skrajnie różne pozycje na ideologicznym spektrum, ale wciąż znajdowały własne nisze i jakoś tam współistniały wewnątrz jednej Cerkwi. Sytuacja zmieniła się gwałtownie po ataku Rosji na Ukrainę. Dziś można już stwierdzić, że rosyjska Cerkiew uległa rozłamowi. Podzieliła się na trzy obozy. Kościelni notable, z patriarchą Cyrylem na czele, de facto pobłogosławili tę wojnę. Pojedyncze głosy sumienia opowiedziały się przeciwko i publicznie wyraziły niezgodę ze stanowiskiem patriarchy. Wreszcie pozostała trzecia, jak zawsze najliczniejsza, grupa wszystkich, którzy milczą i nie decydują się odezwać.
Błogosławieństwo dla wojny
„Oficjalna Cerkiew” bez wahań i wątpliwości wyraziła solidarność z działaniami reżimu Putina, który wypowiedział Ukrainie krwawą wojnę, i codziennie zachęca do modlitw w jego intencji. Najwyraźniej widać to w kazaniach duchownych na prowincji. Ks. Elizbar Orłow z obwodu rostowskiego otwarcie głosi, że rozpętana przez Rosję wojna ma religijną legitymizację: „Rosyjska armia tak jak przed wieloma laty oczyszcza świat z diabelskiej zarazy. Przez osiem długich lat Rosja dopominała się o pokój, rozsądek oraz sumienie, ale była wyśmiewana i wyklinana przez wariatów. A dziś, kiedy nasi żołnierze ofiarowują samych siebie, żeby uczłowieczyć zdziczałego od zupełnej samowoli sąsiada, mieszkający w Rosji wyrodni niegodziwcy, którzy przez osiem lat nie zauważali mordowania cywilnej ludności w Odessie, Mariupolu, Charkowie, Doniecku, Ługańsku i po całej Małorosji, obłudnie protestują, domagając się pokoju dla Ukrainy. W istocie zaś usprawiedliwiają zbrodnie ukraińskiej władzy i ludobójstwo własnego narodu”. W Rosji słychać mnóstwo równie „patriotycznych” kazań.
Duchowieństwo stolicy nie ustępuje tu pola. Oto co głosi jeden z najpopularniejszych moskiewskich kaznodziejów, protojerej Aleksandr Szargunow: „To, co się dzieje dziś na Ukrainie[i], to nie tylko anty-Rosja, konfrontacja ze strony zatrutego propagandą nienawiści do ludzi rosyjskich[ii] narodu ukraińskiego. To nie tylko wojna geopolityczna i ekonomiczna wypowiedziana Rosji przez Amerykę i Zachód, ale wojna duchowa. Chodzi w niej o to, aby zniszczyć człowieka rozumianego jako istota moralna i duchowa, żeby zaprowadzić wszędzie wolność od Bożych przykazań, uczynić normą szaleństwo Sodomy i Gomory, a wreszcie prawosławie zamienić jedynie w zewnętrzny pozór”.