„To nigdy nie powinno było się jej przydarzyć” – ta myśl powraca w Błękitnych nocach niczym refren. Dwa lata po śmierci męża Johna, z którym Didion żegnała się w Roku magicznego myślenia, w sierpniu 2005 r., po 20 miesiącach spędzonych głównie na oddziałach czterech różnych szpitali, umiera jej adoptowana córka Quintana. W tym momencie dla autorki rozpoczyna się okres, który z perspektywy nazwie wysilaniem się ponad wszelką miarę. Rzuca się w wir pracy i obowiązków, by nie popaść w zupełną bezradność. Ciało jest jednak mądre: nie pozwala zapomnieć, zapisują się w nim wszystkie napięcia i lęki, które z czasem dadzą o sobie znać.
Czytaj także
Joan Didion i przeciwieństwo magicznego myślenia
Didion nieustannie balansuje między przeszłością, symbolizowaną głównie przez rzeczy – pamiątki, jakie pozostały po córce, a teraźniejszością, której stara się trzymać, by się zupełnie nie rozpaść. I choć nie pozwala sobie zapomnieć, wie, że ciągłe trwanie w tym, co minione, otwiera zbyt bolesne rany.
Niezwykle przejmujące są te fragmenty, gdy amerykańska dziennikarka zastanawia się, czy była wystarczająco dobrą i rozumiejącą matką. Czy nie za bardzo mieszała życie zawodowe z prywatnym? W jaki sposób fakt, że obydwoje z mężem byli pisarzami, wpływał na ich córkę? Czy nie domagali się, żeby za wcześnie dorosła? W których momentach niezbyt uważnie odczytywali wysyłane im sygnały? Didion stara się też zrozumieć, jak to jest być dzieckiem, w którego głowie tkwi alternatywny scenariusz: co by się stało, gdyby w marcu 1966 r., kiedy to urodziła się Quintana, Joan z mężem nie byli gotowi na adopcję? Jej zapiski dotykają miejsc najbardziej intymnych, są głosem śladów zapisanych na ciele: tęsknoty i miłości, o których nie da się nigdy zapomnieć.
Joan Didion Błękitne noce tłum. Jowita Maksymowicz-Hamann, Wydawnictwo Relacja, Warszawa 2022, s. 222