fbpx
Maya Angelou i Gloria Steinem w drodze na marsz , Waszyngton, 27 sierpnia 1983 r. fot. James m. Tresher / The Washington Post / Getty
Magdalena Kargul wrzesień 2022

Biografia przemilczeń

Książka „Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak” to praca wycinania, ujmowania i zaciemniania własnego życia wewnętrznego niż jego odkrywania. Przemilczenia stanowią ogromny ładunek tej powieści.

Artykuł z numeru

Mądrość ciała

Mądrość ciała

Kiedy słyszę jej nazwisko, w mojej wyobraźni najpierw pojawia się jej pełny, ujmujący głos recytujący Phenomenal Woman, a zaraz potem zdjęcie, na którym tańczy z Jamesem Baldwinem. Bije z niego radość, intymność, pochwała życia, ale też czające się gdzieś z tyłu przeżycie cierpienie i wielka mądrość. Wszystko, co w jej twórczości uderzające i przyciągające.

Maya Angelou jest jedną z najważniejszych afroamerykańskich pisarek obok Toni Morrison, Alice Walker, Angeli Davis, Audre Lorde i Sonii Sanchez. Znana głównie jako poetka i autorka autobiograficznej powieści Wiem, dlaczego w klatce śpiewa ptak, nie jest zbyt rozpoznawalna w Polsce. W okresie wzmożonego zainteresowania literaturą amerykańską, kiedy chętnie tłumaczono na język polski choćby Jamesa Baldwina (lata 1965–1977), Angelou pozostawała nieznana szerszej publiczności. Pierwszy przekład jej powieści ukazał się w 1996 r., kolejny właśnie trafił do rąk czytelników za sprawą Wydawnictwa Relacja oraz Elżbiety Janoty. Nigdy w zasadzie nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego Angelou ma słabą recepcję i rozpoznawalność w Polsce. Katedra amerykanistyki UW nie włączyła jej do serii „Mistrzów Literatury Amerykańskiej”, także w wydanej 13 lat temu książce, która jako pierwsza rozbudziła we mnie zainteresowanie kulturą Afroamerykanów, Czarno na białym nie poświęcono Angelou żadnego rozdziału. Dopiero teraz analizuję ten brak, chociaż po części też go rozumiem – Angelou jest trudna w odbiorze, mniej przystępna niż Toni Morrison; jej proza jest także silniej osadzona w realiach lat poprzedzających ruch na rzecz wyzwolenia Afroamerykanów, który naznaczył tę literaturę; brakuje w niej również rozwiniętej polityczności.

Tłumaczenie Angelou to zadanie karkołomne. Jej proza jest niezwykle dźwięczna, zapisane słowa nabierają ciężaru jej aksamitnego, olśniewającego głosu, prowadząc oniemiałego czytelnika dokładnie tak jak w scenie nauki u  Mrs. Flowers, do której wracałam wielokrotnie w oryginale.

Dzięki tłumaczeniu Janoty dostajemy wiele takich poetyckich fragmentów. Zamysłem translatorskim było także pozostawienie pewnych sformułowań, które nie odpowiadają obecnej mentalności (jak „kaleka” czy „Murzyn”), lecz oddają ducha czasu przy zachowaniu pewnej aktualności tekstu. Zadanie to zostało spełnione.

Nie jest to typowa powieść autobiograficzna. Nie jest to nawet typowa powieść, po jaką zwykle dziś sięgamy. Nie da się ukryć, że została napisana ponad 50 lat temu. Od tego czasu zmienił się nie tylko język (a wraz z nim świadomość czytelników i wrażliwość na wszelkie formy wykluczenia), ale i sam model powieści. Nie ma tu rozwijającej się, linearnej akcji. Nowe postaci rozświetlają na chwilę kolejne rozdziały i gasną, aby nigdy więcej nie powrócić. Pozwalają jedynie zarysować tło dorastania Margerite, której emocje są szczelnie zamknięte, niemalże wyrugowane ze świata przedstawionego, co może utrudniać czytelnikowi odbiór tej prozy. To powieść zdarzeń i impresji, nie przemyśleń. A jednak jest coś pociągającego w świadomości, że Angelou, nawet tworząc literaturę autobiograficzną, potrafi grać przemilczeniami, lukami, szczelinami, nie odsłania się w pełni. Autorska kontrola jest niezmiernie rzadka w biografiach czasów internetowego ekshibicjonizmu i budowania własnej marki. Wiem, dlaczego w klatce… to raczej praca wycinania, ujmowania i zaciemniania własnego życia wewnętrznego niż jego odkrywania. Przemilczenia stanowią ogromny ładunek tej powieści, o czym świadczy fragment dotyczący postaci Matki: „Ona była naszą matką i należała do nas. Nigdy nikomu o niej nie mówiliśmy, bo zwyczajnie nie mieliśmy jej dość, by się dzielić”. Kwestie, którym obecnie przypisalibyśmy największą wagę, tutaj jedynie przesuwają się przed oczami czytelnika: pierwsze przyjaźnie, relacje rodzinne, ambicje naukowe. Najważniejszymi wątkami pozostają jednak gwałt, brutalność w zderzeniu ze światem oraz dziecięcość (z jej wrażliwością, magicznością i twardymi regułami). Bohaterka doświadczyła gwałtu w wieku ośmiu lat, miesiąca życia na ulicy (a raczej na złomowisku) oraz nastoletniego macierzyństwa. W sposób typowy dla literatury afroamerykańskiej ciało Marguerite jest zapisem jej historii. Chociaż wydaje się z niego wyobcowana i pozbawiona zmysłowości nawet w scenie inicjacji seksualnej, to rytm powieści wymierzają zadane jej ciału krzywdy i pogwałcenia cielesnych granic. To z nich wynika także dziecięca magiczność, którą Marguerite dostrzega zarówno w sobie (pożeranie dźwięków, wyciszanie i wyłączanie ludzi, aby zapanować nad traumą i światem, czy „zbliżenia wzrokiem” i „wnoszenia podwyższeń dla oka umysłu” – wszystkie sprowadzające się do panowania nad sobą w obecności innych), jak i w swoich bliskich. Mocą Matki są jej niesamowite piękno i radość, Mamci: jej rola w społeczności oraz wyobrażenie jej siły w zetknięciu z białym dentystą, który odmówił im pomocy; mocą Babki jest rządzenie całą dzielnicą i klanem.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się