Z tekstem Krzysztofa Nawratka bardzo trudno jest polemizować. Autor wychodzi bowiem od kilku arbitralnych założeń, następnie stosuje nieuzasadnione uogólnienia, by na deser zaproponować czytelnikowi enigmatyczne zakończenie. Nie sposób poważnie polemizować z proponowanymi przez autora interpretacjami, gdyż należy je uznać albo za nieuprawnione, albo niejasne. W tekście tym, z uwagi na ograniczenia formalne, skoncentruję się na wskazaniu fragmentów, w których autor dokonuje szczególnie widocznych nadużyć. Skupię się zwłaszcza na jego sposobie prezentowania przeciwników aborcji.
Walka słabych narracji
Pierwszy akapit tekstu zarysowuje sposób ujęcia zagadnienia przez autora. Czytamy w nim, że spór o aborcję jest konfliktem słabych narracji, których cechą wspólną jest „pragnienie ustanowienia ideowej hegemonii” w obszarach przekraczających kwestię przerywania ciąży. W tym sporze „żaden nowy argument już nie padnie”, dlatego autor proponuje, by potraktować go jako konflikt polityczny o dominację określonej ideologii. W tym krótkim fragmencie roi się od nadużyć. Po pierwsze, autor arbitralnie orzeka, że w kwestii aborcji nie jest ważny materialny przedmiot sporu, czyli status embrionu, ale niezdefiniowana przez niego „narracja”. Jeśli pod tym pojęciem rozumieć sposób językowego ujmowania pewnego obszaru rzeczywistości, to Nawratek, bez żadnego uzasadnienia, chce narzucić czytelnikowi następujący pogląd: w kwestii aborcji nie jest ważne, czy embrion jest człowiekiem, któremu przysługuje prawo do życia, czy jest raczej integralną częścią ciała matki, o którego losie może ona wyrokować; jedynie istotny okazuje się sposób językowy ujęcia tego zagadnienia. Strona formalna przesłania nam w ten sposób materię sporu, a każdy, nawet najgłupszy, pogląd może zostać uznany za charakterystyczny dla określonej „narracji”. Droga do nieprawdopodobnych analiz zostaje w ten sposób otwarta.
Po drugie, Nawratek równie autorytatywnie stwierdza, że owe „narracje” mają na celu ustanowienie „ideowej hegemonii” dotyczącej całości życia społecznego. Ten z kolei sąd pozwala autorowi sprowadzić aborcję do kwestii walki o patriarchalny model rodziny.
Po trzecie, argumentem za potraktowaniem całego sporu jako kwestii stricte politycznej jest okoliczność, iż „żaden nowy argument [w nim] nie padnie”. Doprawdy, zdumiewająca jest ta logika, która konsekwentnie stosowana, sprowadziłaby do polityki każdy filozoficzny spór, w jakim stanowiska od dawna zostały wyraźnie opisane. Tekst opiera się zatem na trzech arbitralnie przez autora narzuconych założeniach, których prawdziwości nawet nie próbuje on dowieść. Takie zakreślenie pola dyskusji uniemożliwia rozmowę (albo przyjmuje się założenia autora, albo będzie się mówiło nie na temat), a tekst staje się politycznym manifestem kolejnej „narracji”. W tym miejscu polemikę właściwie należałoby zakończyć.