fbpx
Wit Szostak lipiec-sierpień 2012

Polska obok powieści

Powieści w Polsce nadal powstają, ale ich autorzy często biorą swoje opowieści w nawias. Powieści przepraszają, że są powieściami.

Artykuł z numeru

Polska przeprasza za powieść

Polska przeprasza za powieść

Czy mamy w Polsce powieść? Pytanie to, formułowane na różne sposoby, odsłania, że coś niedobrego dzieje się z polską powieścią. Wyraża pewien niepokój i poczucie kryzysu. Ostatnio zadawał je choćby Jacek Dukaj, pisząc o zaniku prozy o epickim rozmachu, czy Jerzy Sosnowski, zauważając jej silne upolitycznienie. Obydwa teksty wywołały wiele głosów polemicznych, których nasilenie wskazuje, że problem istnieje i nie jest wymysłem kilku przewrażliwionych pisarzy i krytyków.

Aby zobaczyć, czy mamy w Polsce powieść, trzeba najpierw zapytać co to znaczy: mieć powieść? Powieści przecież powstają, mamy ich pełne księgarnie, są recenzowane, nominowane do nagród i nagradzane, autorzy chętnie udzielają wywiadów i są obecni w życiu kulturalnym. Czy to nie wystarczy?

Jednak mimo tych wszystkich zewnętrznych oznak trzeba powiedzieć z całą powagą: dzisiaj w Polsce powieść nie jest podstawową literacką formą mówienia o rzeczywistości. A przecież niezależnie od tego, jak tę rzeczywistość definiujemy, jakie zastrzeżenia wysuwamy względem narracji, niezależnie od tego, czy wierzymy jeszcze w zwierciadła na gościńcach, to widzimy jednocześnie, że w kulturze zachodniej od dwóch stuleci powieść zajmuje miejsce szczególne. Wypracowane przez nią metody służą do opowiadania poprzez fikcyjne historie o człowieku, o jego świecie i życiu. Te opowieści starają się dotrzeć do jakiejś prawdy o nas, nazwać nasz świat, nasze lęki, nasze nadzieje. Uważam, że tak rozumiana powieść jest jednym z najważniejszych osiągnięć kultury Zachodu.

Zatem „mieć powieść” to znaczy jej zaufać, uczynić z niej nić przewodnią literatury. Dlatego właśnie kultury języka angielskiego, francuskiego czy hiszpańskiego mają powieść. Mają, bo nie tylko powstaje ona w tych językach, ale też została tam uznana za fundamentalny sposób mówienia o świecie.

Nie oznacza to skostnienia ani petryfikacji dawnych form. Również w ten gatunek literacki wpisana jest logika przemian, poszukiwania nowych środków wyrazu, podważania samego siebie. To właśnie w największych literaturach europejskich pojawili się reformatorzy, obrazoburcy i rebelianci, którzy wywrócili go na nice. A mimo to – a może właśnie dzięki temu – powieści nadal mogą powstawać. I powstają: wystarczy spojrzeć na listy nagrodzonych Bookerami czy Goncourtami autorów z ostatnich lat, wystarczy spojrzeć na literackich tytanów Ameryki Łacińskiej czy wpływowych prozaików ze Stanów Zjednoczonych.

Literatura polska natomiast – choć jej zasługi w ogólnoświatowym reformowaniu powieści są nieporównywalnie mniejsze – ogłosiła lokalną „śmierć powieści”. Nie oznacza to, że nikt powieści nie pisuje. Ale pisanie ich stało się niestosowne. Zostało ono pozostawione literaturze gatunków, traktowanej zazwyczaj pogardliwie, albo literaturze silnie upolitycznionej, gdzie stają się one często tylko narzędziem do prezentowania konkretnej ideologii. Co prawda powieści nadal powstają, ale ich autorzy często biorą je w nawias, jakby chcieli się usprawiedliwić: „piszę powieści, ale to w zasadzie post-powieści, bo powieść się skończyła”. Powieści powstają, ale przepraszają, że są powieściami.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się