fbpx
fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl
Zbigniew Rokita styczeń 2023

Ballada bresławska

Thum kreśli biografię powojennego Wrocławia jako jednego z największych eksperymentów demograficznych w dziejach – nie było bowiem nigdy tak dużego miasta, gdzie niemal 100% ludności zostałoby w tak krótkim czasie „wymienione”.

Artykuł z numeru

Filozofowie Doliny Krzemowej i przyszłość ludzkości

Czytaj także

Zbigniew Rokita

List od norweskiego króla

O polskiej historii najmniej lubię rozmawiać z Polakami, a najbardziej z ludźmi spoza Polski. Uczyłem się tego, jeżdżąc po Wschodzie, gdzie wiele dyskusji o Stalinie, UPA i Wielkim Księstwie Litewskim było wyzwaniem większym niż te same rozmowy odbywane w cieplarnianych, przytakujących warunkach polskich. Uczyłem się tam też, jak całe kosmosy wspólnych dla regionu wydarzeń i zjawisk poszczególne narody próbują zmieścić w przyciasnym gorsecie pozornej wynikowości i zamknąć w tomach o nazwach „Historia Litwy” czy „Historia Polski”. A gdy już to zrobiły, zastanawiam się: czy to właśnie dany naród zawsze najlepiej rozumie swoją historię? Podejrzewam, że mnóstwo elementów z przeszłości Rosji lepiej od Rosjan pojmują dziś Polacy i Ukraińcy, stąd może odpowiedzi na nasze dylematy powinniśmy szukać również u Białorusinów czy Litwinów; albo, zupełnie odwracając perspektywę, u grup mniejszościowych, jak Tatarzy czy Łemkowie. A w literaturze nie rozglądam się w pierwszej kolejności za faktami, lecz za nieoczywistymi perspektywami, bo dopiero one wybijają mnie z ujeżdżonych kolein.

Pewnego razu przesunąłem jednak wzrok ze Wschodu na Zachód i poznajdywałem tam jeszcze ciekawsze rzeczy. Historię Poniemiecczyzny opowiedzianą przez Niemców, jednak nie w duchu pogrobowców rewizjonistycznych ziomkostw ani kresymentalistycznej Heimatliteratur, ale opowieści, które mnie odmieniły. Raz, chyba jedyny w życiu, przeczytałem książkę dwukrotnie, raz za razem. Było to wydane oryginalnie blisko 20 lat temu Obce miasto. Wrocław 1945 i potem. Autor: niemiecko-amerykański historyk z Monachium.

Książka Thuma opowiada o znanych motywach, jak przesiedlenia, wypędzenia i odniemczanie, ale autor nie wikła się w żmudne kronikarstwo. Nie jest to też kolejna zbieranina zachwytów nad „rozbitą niemiecką filiżanką” i znalezionym w stropie zdjęciem poprzednich lokatorów w barwach sepii. Zamiast tego Thum odpalimpsestyzowuje miasto, odgruzowuje mit po micie, pokazując, jak je konstruowano (a robili to tak politycy, jak i pisarze – choćby Günter Grass). Z jednej strony zrywa z gawędami o „lwowskim Wrocławiu” czy „piastowskim Dolnym Śląsku”, a z drugiej – pokazuje, jak potrzebne były to mity i jak ważną rolę odegrały, będąc firmowanymi przez władze komunistyczne. Bo nie jest rzeczą oczywistą wygnać setki tysięcy jednych, osiedlić setki tysięcy innych i sprawić, aby uwierzyli, że cudze jest własne.

Autor kreśli biografię powojennego Wrocławia jako jednego z największych eksperymentów demograficznych w dziejach – nie było bowiem nigdy tak dużego miasta, gdzie tak wielka część ludności (niemal 100%) zostałaby w tak krótkim czasie „wymieniona”.

Chcesz przeczytać artykuł do końca?

Zaloguj się, jeden tekst w miesiącu dostępny bezpłatnie.

Zaloguj się