Urodzona w 1993 r. Justyna Kulikowska jest autorką trzech książek poetyckich, z których ostatnia, Gift z Podlasia (2021), została wyróżniona Nagrodą Literacką Gdynia. Od pierwszego tomu pisze w sposób jednocześnie dosadny i kunsztowny, poruszając się z dużą swobodą w różnych rejestrach polszczyzny. Wiersze autorki Tab_s bywają wstrząsające; niepokoją, wywołują dyskomfort, nie służą do „lubienia”, nie podążają za trendami, choć pozostają zanurzone w doświadczeniu schyłkowego kapitałocenu, tak jak teksty Konwerskiej, Puwalskiej, Podlaskiego i innych poetek i poetów debiutujących w ostatniej dekadzie.
Powiedzieć, że poetka wybija na pierwszy plan materialność języka, to banał, ale nie mogę tego nie powiedzieć; język Kulikowskiej jest jednocześnie żywy i sztuczny, jest cyborgiczny; to automatyzm fraz nałożony na pokiereszowane ciało. Jej pisanie w jakimś sensie imituje działanie maszyny. Napędzana ludzkimi pragnieniami i znojem maszyna segreguje; oddziela szczęściarzy od pechowców, centrum od peryferii, oprawców od ofiar. Przemoc jest wszechobecna, systemowa, stąd ostrość tych wierszy – ich raniąca klarowność.
Bardzo się cieszę, że w ostatnim odcinku Jeża na autostradzie przed wygaszeniem cyklu mogę zaprezentować premierowy fragment powstającego poematu Kulikowskiej (jeszcze bez tytułu). Tekst opiera się na powtórzeniach, jest to zresztą bardzo charakterystyczne dla tej poetki. Jest w nich coś transowego albo wręcz chorobliwego (w takim sensie, w jakim całe nasze funkcjonowanie jest dziś chorobliwe). Pojawiający się już w drugim wersie „gibki” język kojarzy mi się z często cytowaną frazą z Beniowskiego: „chodzi mi o to, aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa”. U Słowackiego najpierw jest myśl, potem – oby adekwatne – słowo, u Kulikowskiej język zdaje się wyprzedzać myśli i emocje, a adekwatność ma kompletnie inny sens (chodzi raczej o to jak, a nie, co wiersz znaczy). W przytoczonej frazie jest też po prostu organem, erotycznie zabarwioną częścią ciała. Według Słownika języka polskiego „gibki” to: „giętki, sprężysty, zwinny, zręczny”. „Gibka” może być „kibić”, „gibkie” bywają „ruchy”. Ruchliwość języka kontrastuje z martwotą reszty ciała – wyobrażam sobie mówiącego manekina o głowie twardej „jak kość”. Czy pęka od tego, co wypowiedziane, skoro prawda to „obosieczne ostrze”? Dalej mowa o zasłonach takich jak „fasada” czy „bluzeczka”, które wiersz odrzuca, żeby dotknąć czegoś bardzo bolesnego, co wiąże się z segregującym działaniem maszyny. Didier Eribon, autor opowiadającej o wstydzie klasowym głośnej książki Powrót do Reims (polskie tłum. Maryna Ochab) sąsiaduje z Teodorą Teofilią Pytko, żoną Stanisława Wyspiańskiego i paradygmatyczną „wieśniaczką”, i nie jest to łatwe sąsiedztwo, fragment domyka seria mocnych skondensowanych obrazów. Ciekawa jestem dalszego przebiegu tej osobliwej, ciemnej piosenki, trzymam kciuki.