Pierwszą książką, która pokazywała mi, czym mogą być miłość i erotyczne relacje z kobietami, była powieść Hermanna Hessego Wilk stepowy. Pochłaniałem ją w czasach licealnych, mając jakieś 16 lat. Choć to książka sprzed II wojny, mocno obecne są w niej narkotyki. Timothy Leary, amerykański pisarz i psycholog, zalecał czytanie jej ostatnich rozdziałów do tripu na LSD. Jednak to nie kontekst narkotyczny zrobił na mnie największe wrażenie, lecz płynny stosunek do płci i orientacji seksualnej, który odnajdywałem na kartach powieści. Dla chłopca z małego podkarpackiego miasteczka Jarosławia, konserwatywnego i pogrążonego w szarzyźnie PRL-u, to było ogromne przeżycie.
Główny bohater Wilka stepowego to Harry Haller, porte-parole Hessego, mający nawet te same inicjały. Pierwszą ważną kobietą pojawiającą się w życiu bohatera jest niejaka Hermina – jej imię jest żeńskim odpowiednikiem imienia autora, co może prowokować narcystyczne czy autoerotyczne interpretacje. Zresztą w jednej z ważnych scen książki, podczas balu maskowego, jest przebrana za mężczyznę, ma doklejone wąsy. Hermina jest niewątpliwie wielką miłością Harry’ego, ale nie jedyną. Mamy tam do czynienia albo ze związkiem otwartym, albo z poliamorią. Hermina podsyła Harry’emu Marię, młodszą kobietę, która wprowadza go w świat uciech cielesnych.
Choć jestem przeterminowanym cis-hetero ze ściany wschodniej, to z czasem zdałem sobie sprawę, że dla mojego kształtowania się obrazu erosa ważny był również wątek homoseksualny w tej powieści. Pojawia się w niej Pablo, muzyk jazzowy, który wraz z kobietą proponuje trójkąt głównemu bohaterowi. Ten, oczywiście – bo przecież to czasy przed II wojną światową – odmawia.
Nie wiem, czy ktoś w latach 70. XX w. w prowincjonalnej Polsce używał słowa „homoseksualizm”. Określenie „pedał” było za to najgorszą obelgą, a gdy okazywało się, że ktoś w rodzinie ma osobę homoseksualną, stawało się to największą tragedią i pilnie skrywaną tajemnicą.
Pierwszy raz z miłością homoseksualną zetknąłem się więc właśnie w Wilku stepowym i sądzę, że miało to na mnie duży wpływ. Dzisiaj na uczelni jestem opiekunem tzw. homopiskląt – studentów, doktorantów i innych ludzi nieheteronormatywnych i niebinarnych.
Pablo i Maria pełnią w powieści funkcję przewodników Harry’ego po ówczesnej popkulturze, prowadzą go. Pablo – po muzyce i narkotykach, Maria – po seksie i po rozrywce. Uczy go tańczyć, doceniać takie rzeczy jak prezenty, ładne torebki, ubrania, światowy szyk. Harry, wielbiciel Mozarta i Goethego, jest w tym byciu uczniem niezręczny, nieśmiały, bezradny. Hesse wprowadził przez tę powieść pewien pluralizm aksjologiczny i estetyczny. Pokazał świat, który funkcjonuje zupełnie niezgodnie z regułami tamtych czasów. Myślę, że to wbiło mi się w duszę, jak niewiele innych rzeczy, wsiąkało poza moją świadomością.