„Czy to w ogóle książka dla dzieci?” – pytają czytelniczki i czytelnicy, gdy po raz pierwszy spotykają się z biblijnymi opowieściami Frédérica Boyera, którym towarzyszą grafiki Serge’a Blocha. Schematyczna kreska ilustracji i poetyckie teksty zdają się przeznaczone dla starszych odbiorców. Tych zaś wprawiają zakłopotanie, gdyż kiedy widzą na grzbiecie logotyp Dwóch Sióstr, oczekują pozycji dla dzieci. Takie wątpliwości towarzyszyły już stworzonej przez ten sam duet Biblii. Wielkim opowieściom Starego Testamentu, która ukazała się sześć lat temu w okresie okołokomunijnym, z miejsca stając się naturalnym wyborem na prezent. Tak też jest z wydanym na wiosnę Jezusem. Opowieścią o Słowie.
O ile samo pytanie o książkę dziecięcą czy „dorosłą” bywa wyrazem nieufności w stosunku do mądrości najmłodszych, o tyle jest zrozumiałe w przypadku wydań Biblii. Mamy z Bibliami kłopot, trudno znaleźć atrakcyjną wizualnie i mądrą, nieinfantylną w treści wersję Pisma Świętego dostosowaną językowo dla dziecka. Pewnie wielu pamięta z dzieciństwa czerwoną okładkę i koszyk z Mojżeszem z popularnej Biblii w obrazkach dla najmłodszych, która nadal jest wznawiana. Niestety, w niezmienionej postaci, owocując eufemistycznymi fragmentami takimi jak pechowiec Absalom, wobec którego Bóg miał „inne plany” niż objęcie Dawidowego tronu („Za chwilę przyjdą jego wrogowie i zabiją niedobrego syna” – czytamy o zawisłym na drzewie synu króla), albo rozbudowywaniem w dziecku poczucia winy za śmierć Jezusa na krzyżu, tak jakby było za nią bezpośrednio odpowiedzialne. Rozumiem, że wykład teologii krzyża dla milusińskich to nie jest prosta sprawa, ale dałoby się z nieco większą subtelnością oddać znaczenie ofiary odkupieńczej. Można oczywiście czytać dobre tłumaczenie Pisma Świętego i próbować je wyjaśnić dzieciom, jednak skomplikowany tekst niejednokrotnie sprawi trudność także dorosłemu. Taka praktyka ma też zazwyczaj szczególny wymiar – nie czyta się wtedy Biblii dla poznania opowieści, tylko by się nią pomodlić. A niezależnie od wiary mamy przecież do czynienia z istotnym dziełem, którego poznanie daje ważne klucze do zrozumienia kultury, w jakiej żyjemy. Warto więc, by było czytane i czytelne.
Boyerowi i Blochowi udało się to przedsięwzięcie już w pierwszym tomie, a w Jezusie. Opowieści o Słowie powtarzają ten sukces, snując narrację dla współczesnych (czym też, nie wprost, świadczą o głębokim przemyśleniu Pisma). Aby zuniwersalizować przekaz biblijny, stosują narzędzia znane z opowieści mitycznej, a dokładniej: wyprowadzają ewangeliczną opowieść poza kontekst czasu i przestrzeni. „Pojawia się zwykły człowiek, który z czasem okazuje się coraz bardziej niezwykły, a jego dziwność i łagodność, czułość i radykalność dają początek wielu opowieściom” – pisze na samym początku Boyer, wyciągając dzieje Jezusa z parahistorycznego czasu przeszłego do żywej narracji czasu teraźniejszego. Jezus na kartach Opowieści o Słowie jest zarazem wtedy, jak i obecnie; jego pojawienie się (wcielenie? pozostawię to niedopowiedziane) zostaje już w pierwszym rozdziale wpisane w żydowską mesjańską opowieść Starego Przymierza, ale trwa do dziś, bo Mesjasz może „w każdej chwili wejść przez drzwi Historii, jeśli tylko zdołamy zobaczyć go i usłyszeć wśród tych, których pominęliśmy w naszych własnych historiach”.