Unia Afrykańska dołączy do grupy G20 – postanowili członkowie ekskluzywnego klubu podczas wrześniowego szczytu w Indiach. Jak to się stało, że organizacja reprezentująca najbiedniejszy kontynent znalazła się w jednym z najpotężniejszych, najbardziej wpływowych gremiów? W końcu najczęściej o Afryce pisze się jako o arenie rywalizacji potęg – tych starych i tych dopiero wschodzących. Chiny, które wysysają surowce i przywożą osadników. Rosja wciskająca się z najemnikami i propagandą obrzydzającą Zachód. Słabnąca Francja bez przekonania walcząca o utrzymanie przyjaznych liderów i baz wojskowych. Turcja, która chce w Somalii zbudować wyrzutnię kosmiczną, żeby polecieć na Księżyc. Rywalizujące z nią Zjednoczone Emiraty Arabskie skupujące afrykańskie porty, aby zabezpieczyć potęgę Dubaju…
Tymczasem powoli, lecz miarowo odbywa się na wielu polach przewrót, który przywraca Afrykę na miejsce równe. Nie uprzywilejowane, ale takie, w jakim decyduje się samemu o sobie i wspólnie z innymi o świecie.
Spójrzmy np. na surowce. Państwa afrykańskie odziedziczyły po okresie kolonialnym skrajnie niekorzystną strukturę handlu. Wielkie zachodnie lub azjatyckie koncerny wydobywcze tradycyjnie pozyskują i od razu wywożą nieprzerobioną, surową ropę, rudy metali i płody rolne. Rządom afrykańskim wypłacają niewielki procent od wartości tych surowców albo ukrywają skalę wydobycia, żeby był on jeszcze mniejszy. Dopiero u siebie przerabiają je, by sprzedać z wielokrotnym zyskiem. Ten system latami napędzał korupcję, a mieszkańcy „bogatych” w złoża państw nie odczuwali smaku bogactwa, które przeciekało im przez palce. Jednym razem jest to kauczuk z Demokratycznej Republiki Konga (DRK), z którego powstawały opony do pierwszych samochodów, innym razem koltan, dzięki któremu każdy z nas ma telefon komórkowy. Aby to zmienić, czyli przywrócić na normalne tory, trzeba nie tylko postawić się światowemu biznesowi, interesom własnej elity, ale także przeformułować sposób myślenia o państwie i jego powinnościach wobec obywateli. I to się niewątpliwie dzieje. DRK, jak inne kraje kontynentu, żąda od Chin zwiększenia udziału w zyskach, a przede wszystkim chce tworzyć własny przemysł. W tym państwie, tak jak w Zambii i Tanzanii, są wszystkie składniki niezbędne do produkcji baterii do pojazdów elektrycznych. Razem postanowiły one skorzystać na światowej koniunkturze i stworzyć własne zaplecze przemysłowe, by przetwarzać rudy i sprzedawać gotowe produkty. W tym roku Botswana, przedłużając umowę z brytyjskim De Beers, swoim potężnym wspólnikiem w branży diamentowej, przymusiła go do stopniowego wyprzedania zapasów nieobrobionych kamieni i przygotowania kraju dostarczającego złoże do zajęcia się klasyfikacją, marketingiem, a w przyszłości produkcją własnej biżuterii. Zimbabwe zakazało eksportu rud rzadkich metali, żeby wymusić inwestycje w przemysł na miejscu. Jego śladem już poszła Namibia, a podobne rozwiązania szykują kolejne państwa. Świadectwem zwiększenia samoświadomości afrykańskich gospodarek był zeszłoroczny nadzwyczajny szczyt Unii Afrykańskiej, gdzie debatowano o strategiach wyjścia z postkolonialnej pułapki surowcowej. Afryka wie, ile jest warta.