W papierowym wydaniu Miesięcznika ZNAK artykuł ukazał się pod tytułem W kotle wschodniej Ukrainy
Po aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r. we wschodniej części Ukrainy z całą siłą rozgorzał separatyzm, pojawiły się „zielone ludziki” (rosyjscy żołnierze w cywilu), a z czasem rozpoczęła się regularna, krwawa i – co ważne – niekiedy bratobójcza wojna. Region, który objęła rosyjska inwazja, był dobrze znany Mychedowi – cenionemu ukraińskiemu pisarzowi. Od wielu lat eksplorował on wschodnioukraińskie ziemie podczas przeprowadzania na nich badań socjologicznych. Docierał do metropolii, miasteczek i wiosek.
We wstępie do książki autor składa hołd Swietłanie Aleksijewicz, której reportaże są „chórem głosów”, czyli zbiorem dłuższych pierwszoosobowych wspomnień świadków zawsze traumatycznego i doniosłego historycznego wydarzenia. Myched zdecydował się zapożyczyć od noblistki metodę „chóru głosów”. Posługując się nią, przedstawia miasteczka, których nazwy jeszcze nie tak dawno nikomu nic nie mówiły – m.in.: Konstantynówkę, Pokrowsk, Dobropole, Lisiczańsk. Dziś niektórych z nich nie musimy szukać na mapie, ponieważ od lat przewijają się w medialnych doniesieniach z ukraińskiego frontu. Za pomocą krótkich (i, co ważne, w odróżnieniu od Aleksijewicz, anonimowych) wypowiedzi swoich bohaterów autor kreśli obraz miasteczek górniczych i przemysłowych, które jako część centralnej gospodarki radzieckiej dobrze prosperowały, by po upadku ZSRR zamienić się w miejsca upadłe. Niekiedy nic tu nie ma, dwa sklepy na krzyż, dziurawe bloki i opuszczone fabryki, ale zostali ludzie i próbują jakoś układać sobie życie. Dla przykładu: „Żal mi młodych, którzy pobierają się w tym mieście. Podpisują się w paskudnym urzędzie stanu cywilnego i wychodzą wprost w ten paskudny krajobraz. Przy czym się tu sfotografować? Przy zrujnowanej fabryce?”; „Nie na darmo węgiel nazywany jest czarnym złotem. Wymaga wkładu mnóstwa pracy, obmyty jest krwią górników”; „Jeśli zamkną kopalnie, wszystko tu umrze”; „Miasto umiera. Jest w pozycji horyzontalnej, może je uratować tylko terapia wstrząsowa”.
Myched nie poprzestaje na wykorzystaniu „chóru głosów” i bieżącej perspektywy. Szczegółowo kreśli złożoną historię ukraińskiego wschodu, miejsca, które stało się wielkim radzieckim eksperymentem.
Decydenci postawili na rozwój przemysłu ciężkiego (górnictwo, hutnictwo) i „wyhodowanie” podległego państwu człowieka, humanistykę – jako naukę zbyt „wolną” – zwalczali. Reporter pisze o czasach dawnych (tutejszym osadnictwie), represjach wobec rdzennej ludności, okresie radzieckim i, co ważne, przestępczym duchu regionu (bo w Donbasie znajdywali mieszkanie, a także zatrudnienie zwolnieni z łagrów przestępcy), by przejść do teraźniejszości oraz powstania separatystycznych republik ludowych – donieckiej i ługańskiej. Ta perspektywa pozwala zrozumieć tragizm regionu, wobec którego jakże często w polskim dyskursie publicystycznym padają uproszczone i stereotypowe opinie. Nazywany jest bowiem „jednoznacznie prorosyjskim” bądź „przestępczym”.