Czy trudno nam się skonfrontować z tym, jak na nas wpływają i co robią dzieciom nowe technologie?
Tak, bo czujemy, że już coś popsuliśmy. Skutki widzimy u siebie, dzieci, a nawet w życiu publicznym. Konfrontacja z tą wiedzą może nie być dla nas przyjemna. Dlatego wiedziałam, że część odbiorców może mieć opór przed sięgnięciem po moją książkę Wychowanie przy ekranie. Czy planowałam napisać poradnik? Nie, jako społeczeństwo potrzebujemy nie tyle porad, ile wiedzy. Skupiłam się na jej dostarczeniu i zostawieniu przestrzeni na to, żeby każdy sam zdecydował, co weźmie dla siebie.
Rozmaite poradniki z obszaru wellbeingu i psychologii uczą nas lepszego życia, ale często moglibyśmy się obejść i bez tej wiedzy, bo w większości to intuicyjne uwagi. Czy nowe technologie są obszarem, w którym się gubimy?
Higiena cyfrowa, czyli korzystanie z urządzeń ekranowych w sposób, który chroni nasze zdrowie, nie mówi: nie używaj. Mówi: rób to bezpiecznie. W środowiskach medycznych jest uznawana za nowy rodzaj zachowania prozdrowotnego, jak ruch czy zdrowa dieta. Od lat 90. prowadzone są badania wskazujące, że nowe technologie silnie stymulują mózg, co ma konsekwencje w wielu sferach życia. Nie mając świadomości, jak ich bezpiecznie używać, możemy sobie po prostu zaszkodzić. Wiedza o innych zdrowych nawykach dociera do nas ze szkoły, z mediów, rozmawia się o niej. Z higieną cyfrową jeszcze tak nie jest. Po trzech dekadach bardzo intensywnego cyfrowego rozwoju dopiero się jej uczymy. To trudne, bo zdążyliśmy już wpaść w zasadzki twórców nowych technologii, którym zależy na pozyskiwaniu naszej uwagi bez względu na koszty – głównie nasze.
Uważam, że higiena cyfrowa jest niezbędnym elementem zdrowego funkcjonowania w świecie, w którym technologii jest coraz więcej.
Przecież żaden przedmiot w historii ludzkości nie przebywał z nami z taką intensywnością jak telefon, obecny niemalże cały czas na wyciągnięcie ręki. Jak to możliwe, że dopiero teraz w dyskursie publicznym zaczęliśmy się interesować tym, jak to na nas wpływa?
Zalecenia WHO mówią, że dzieci poniżej drugiego roku życia w ogóle nie powinny mieć kontaktu z ekranami, starsze mogą do godziny. W książce podaje Pani skrajne przykłady, jak montowanie niemowlęciu nad głową smartfona w gondoli wózka. Ze swoją córeczką tylko oglądam bajki, przy których śpiewamy i tańczymy. To co innego, lecz mimo to zastanawiałam się, czy już popsułam swoje dziecko tymi 10–15 min dziennie.
Intuicja rodzicielska jest ważniejsza od sztywnych zasad, jednak żeby dobrze nam podpowiadała, musimy oprzeć się na wiedzy. Wytyczne WHO dotyczące czasu ekranowego to tylko pewna rama. W ankiecie, którą wypełniali rodzice, zanim zaczęłam pisać książkę, ktoś wspomniał, że puszcza dziecku bajki, żeby w tym czasie pójść się kochać, i że pisze to, choć wie, co ja sobie pomyślę. Co ja mogę pomyśleć? Jestem matką i myślę, że rozumiem to doskonale. Oglądanie bajek z dzieckiem to wasz wspólny czas. To co innego niż zostawić malucha sam na sam z ekranem, by się odseparować. Jeśli ktoś puszcza dziecku bajkę, bo inaczej nie da rady zrobić obiadu, to jest w porządku, o ile nie przekracza czasu ekranowego. Myślę, że problem z dziećmi i ekranami czasem leży w tym, że w świecie pełnym natychmiastowej gratyfikacji źle znosimy wszelkie trudności, więc chętnie traktujemy ekran jak smoczek: byle był spokój.