fbpx
fot. Wydawnictwo Poznańskie
Karol Kleczka kwiecień 2024

Kto ukradł marzenia

Na odosobnionej irlandzkiej wyspie lądują Anglik i Francuz. Brzmi jak początek kawału? Zapewne, ale podczas czytania Kolonii śmiech grzęźnie w gardle.

Artykuł z numeru

Zodiakary, tarociary i gnostycy

Audrey Magee tworzy wyspę-skansen, której mieszkańcy są przedstawieni jako ostatni ludzie posługujący się językiem irlandzkim. Ich monotonną codzienność przerywa przybycie angielskiego malarza Lloyda i francuskiego lingwisty Massona, z których każdy oddaje się swoim zainteresowaniom. Lloyd poszukuje inspiracji, bo i jego pędzel, i wyobraźnia utknęły w odtwórczych koleinach. Masson rejestruje proces pokoleniowej degradacji tradycyjnej mowy gospodarzy, zjadanej przez angielszczyznę, przy czym daleko mu do naukowej obiektywności. Obu bohaterów łączy pewna bezwzględność: zaślepieni swymi pasjami, nawet jeśli kierują się słusznymi intencjami, postępują wbrew pozostałym mieszkańcom wyspy, eksploatując ich niczym tytułową kolonię.

Tło dla wydarzeń stanowią „Kłopoty”, czyli bratobójcza wojna w Irlandii, a fabułę powieści przeplatają relacje o kolejnych ofiarach brutalnych zamachów. Wielka polityka dociera na wyspę tylko dzięki sygnałowi radiowemu, lecz atmosfera w stworzonym przez pisarkę mikroświecie daleka jest od sielanki. Magee ukazuje, jak rodzi się przemoc – ta polityczna nie różni od tej symbolicznej, skoro za oboma stoi pragnienie wykorzystania, posiadania dla siebie kogoś lub czegoś, co do mnie nie należy. Pomimo to książka jest piękna, pełna tęsknoty za światem, w którym człowiek i jego marzenia są celem samym w sobie, a nie środkiem do czyjegoś celu.


Audrey Magee Kolonia tłum. Dobromiła Jankowska, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2024, s. 340